poniedziałek, 22 stycznia 2018

Rozdział 18

Odrobiłam szybko zadania domowe, po czym zbiegłam na dół. Wolałam rozmawiać z Dymitrem, niż nudzić się w pokoju. Odnalazłam Rosjanina w salonie. Odrywał kwiatom uschnięte liście. Stanęłam koło niego.
- Jakie miałeś oceny w szkole? - spytałam, żeby zacząć rozmowę. W sumie byłam tego ciekawa. Dobrze umiał matematykę, więc z innych przedmiotów też musiał być dobry.
- Całkiem dobre - odparł, spoglądając na mnie.
- Pewnie byłeś najlepszym uczniem, co?
Dymitr zaśmiał się cicho.
- Oczywiście, że nie. Miałem czwórki i piątki, ale czasami łapałem też dwójki i jedynki.
- Z czego byłeś najlepszy?
Rosjanin zastanowił się.
- Chyba z matematyki, fizyki i wuefu.
- Z fizyki też?! - wykrzyknęłam. - Nie mogłeś powiedzieć wcześniej?
Dymitr roześmiał się. Podobał mi się jego śmiech. Był dźwięczny. Mogłabym go słuchać cały czas.
- Mógłbyś zostać nauczycielem matematyki - powiedziałam po chwili. - Albo wuefu.
Wyobraziłam sobie Dymitra w garniturze, stojącego za biurkiem przy tablicy i papierowym dziennikiem pod pachą. Zobaczyłam, jak obrzuca klasę czujnym spojrzeniem. Rzuca dziennik na biurko i bierze kredę do ręki. Zaczyna pisać na tablicy skomplikowane wzory. Następnie odwraca się w stronę klasy i wypatruje swojej pierwszej ofiary. Wszyscy kulą się ze strachu, gdyż nikt nie umie rozwiązać tego zadania. Pada na mnie. Podchodzę do tablicy, odbieram kredę i niezwykle szybko rozwiązuję zadanie, gdyż Dymitr udziela mi korepetycji... Dobra, to jednak nierealne.
Ale gdyby był nauczycielem w-fu...Wchodzimy na salę. Dymitr stoi na środku w dresowych spodniach i czerwonym podkoszulku. Na początku każe nam biegać parę kółek, a następnie zaczyna przeprowadzać rozgrzewkę. Widzę, jak wszystkie jego mięśnie się napinają... Koniec, Rose, wystarczy.
- Nie mógłbym być - odpowiedział Dymitr. - Nie zniósłbym towarzystwa tych wszystkich pyskatych nastolatków.
- Nie wszyscy są pyskaci - zauważyłam.
- Nie wszyscy, ale zdecydowana większość.
Usłyszałam otwierające się frontowe drzwi. Po chwili w drzwiach salonu pojawiła się mama wraz z ojcem.
- Cześć. Nie zgadniecie, nareszcie dostałam ze sprawdzianu z matmy wyższą ocenę od dwójki!
- Super - mruknął ojciec, po czym wszedł do kuchni.
Spojrzałam pytająco na mamę.
- Coś się stało? - spytałam.
- To tylko małe problemy w pracy, nic takiego - odpowiedziała mama i również weszła do kuchni.
Wzruszyłam ramionami. Skoro tak, to okej.
- Chcesz się może czegoś napić? - spytał Dymitr.
- Nie, dziękuję - uśmiechnęłam się.
Usiadłam na kanapie, a Dymitr poszedł do kuchni. Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor. Pojawił się kanał informacyjny. Czerwony napis głosił "DWAJ GROŹNI CZŁONKOWIE MAFII WPADLI W RĘCE POLICJI". Usiadłam po turecku i zaczęłam słuchać. Po chwili koło mnie usiadła mama.
- Zobacz - pokazałam na telewizor.
Abe także pojawił się w salonie. Wyglądał na wkurzonego.
- I świat od razu stał się piękniejsi. Dobrze, że ich złapali - powiedziałam.
- Ta, wyśmienicie - warknął Abe i szybkim krokiem ruszył do biura.
Spojrzałam zdziwiona na mamę.
- Powiedziałam coś nie tak? - spytałam.
Mama pokręciła głową.
- Nie, oczywiście że nie. Tata jest nie w humorze i tyle.
Pokiwałam głową.
- Pójdę mu coś powiedzieć - rzuciłam po chwili.
Wstałam i ruszyłam do gabinetu ojca. Abe siedział na fotelu i wpatrywał się w ścianę.
- Tato - zaczęłam - chciałam ci coś zaproponować.
Abe otrząsnął się.
- Co takiego?
Usiadłam koło niego.
- No bo widzisz, dostałam bardzo dobrą ocenę ze sprawdzianu z matematyki i to dzięki Dymitrowi. Pomaga mi w lekcjach i tłumaczy to, czego nie rozumiem. Udziela mi tak jakby korepetycji. Może by tak podnieść mu wynagrodzenie? W końcu to dzięki niemu moje oceny się poprawiają.
Czekałam na reakcje ojca.
- No dobrze.
Uśmiechnęłam się.
- Super.
Wstałam i wyszłam z biura. Odnalazłam szybko Dymitra.
- Co ty na to, żeby oblać jakoś nasz sukces? - spytałam od razu.
- Jaki nasz sukces? - spytał Rosjanin, unosząc pytająco jedną brew.
Serce zaczęło mi bić szybciej.
- No wiesz - zachichotałam nerwowo. - Pierwszy raz od jakiegoś czasu nie oblałam testu i to tylko dzięki tobie, więc to tak jakby wspólny sukces.
- Powiedziałbym, że to tylko i wyłącznie twój sukces, bo gdybyś tego nie chciała osiągnąć i zrozumieć, to nic by ci nie wyszło.
Wywróciłam oczami.
- Możesz sobie myśleć co chcesz, a ja i tak jestem i będę dozgonnie wdzięczna.
Dymitr uśmiechnął się, po czym spojrzał mi prosto w oczy.
- To jak chcesz świętować? - spytał.
- Hmm... - zamyśliłam się. - Mógłbyś zrobić nam gorącą czekoladę i dać trochę ciasta. Wydaje mi się, że widziałam jakieś w lodówce.
- Robi się. Idź do jadalni, zaraz przyjdę - powiedział i delikatnie "wypchnął" mnie z kuchni.
Weszłam do jadalni i usiadłam do stołu. Znowu powróciła do mnie pewna myśl. O tym pocałunku. Nie dawało mi to spokoju. Czy to możliwe, że byłam tak pijana, że nawet nie pamiętam, że to się stało naprawdę? Albo czy sen może być tak realny, że zastanawiam się, czy był rzeczywistością?
Najlepiej byłoby się o ty spytać Dymitra. Był trzeźwy tamtego wieczoru, więc jeżeli to się stało naprawdę, powie mi. Ale jak zareaguje na pytanie, jeżeli to był tylko sen?
Z drugiej strony, gdyby to się działo naprawdę, Dymitr by mi to powiedział. Nie milczałby. Może to naprawdę był tylko sen?
Do jadalni wszedł Dymitr. Postawił na stole dwa kubki gorącej czekolady i dwa talerzyki z ciastem, a następnie usiadł koło mnie.
Sięgnęłam po gorącą czekoladę i upiłam łyk.
- To jest przepyszne - powiedziałam. Nadal nie mogłam uwierzyć, że Dymitr umie tak gotować.
- Dziękuję - uśmiechnął się uroczo.
- Co ty na to, żeby pomóc mi zrozumieć fizykę? - spytałam. - Wiem, że i tak już robisz więcej niż powinieneś, ale jednocześnie jestem świadoma tego, że nikt nie wytłumaczy mi tego lepiej od ciebie.
- Mogę spróbować, ale niczego nie obiecuję - powiedział z rozbawieniem.
- Dziękuję! - przytuliłam go, po czym wróciłam szybko do jedzenia ciasta.
Przez następne pół godziny rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Czas upłynął tak szybko, że nawet nie wiem kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno.
- Koniec tego dobrego. Nie mogę się dłużej obijać, bo stracę pracę - powiedział Dymitr, kładąc talerze jeden na drugim.
- Nic nie stracisz, już ja o to zadbam - zaśmiałam się. - Nawet jak znajdziesz inną pracę i będziesz chciał odejść, to będę cię tu trzymać siłą.
- Już się boję - powiedział z rozbawieniem Rosjanin, po czym zniknął w kuchni.
Wstałam z krzesła i ruszyłam do swojego pokoju. Na biurku leżała moja komórka. Zostawiłam ją tu, bo nie chciałam, żeby ktoś przeszkadzał mi w świętowaniu. Miałam dziewięć nieodebranych połączeń: osiem od Lissy i jedno od Jessego. Co on jeszcze ode mnie chce?
Westchnęłam i położyłam się na łóżku. Wybrałam numer Lissy i zadzwoniłam.
- Cześć, Rose, gdzie cię wcięło? - spytała od razu Lissa.
- Cześć. Zostawiłam komórkę na piętrze. Co się stało? Spodziewam się jakiejś poważnej sprawy, skoro tyle razy do mnie dzwoniłaś.
- Oczywiście, że poważnej! - wykrzyknęła. Dam sobie rękę uciąć, że usłyszałam też jej cichy śmiech.
- Więc?
- Niech zgadnę, byłaś zajęta, bo spędzałaś czas ze swoim chłopakiem? - powiedziała to takim tonem, jakby nie było co do tego wątpliwości.
- To nie jest mój chłopak - zauważyłam.
- J e s z c z e  nie jest twoim chłopakiem. - Niemal widziałam, jak Liss się uśmiecha.
Westchnęłam.
- Pocałowałaś go wreszcie?
Wywróciłam oczami.
- Nie. Wiesz, zastanawiam się, czy to był dobry pomysł mówić tobie o tym - mruknęłam.
- Oj przestań. Jestem twoją przyjaciółką, to normalne, że się bardziej ekscytuję niż ty. No i muszę o wszystkim wiedzieć pierwsza. Najlepiej od razu. O! Jak będziesz się już całować z Dymitrem, to musisz do mnie wcześniej zadzwonić i schować telefon do kieszeni, żebym wszystko słyszała.
- Uważaj, bo jeszcze tak zrobię.
- Mam taką nadzieję.
Przez chwilę panowała cisza.
- A ty się nie uczysz? - odezwałam się pierwsza..
- No co ty, jesteś ważniejsza niż jakaś nauka. Tym bardziej, że się dowiedziałam o miłości twojego życia.
- Lissa! Bo naprawdę znajdę sposób na wyczyszczenie ci pamięci! - podniosłam się na łokciach z oburzeniem.
- Nie zrobiłabyś tego.
- Żebyś się nie zdziwiła. Ja nie wchodzę wam do łóżka.
- Ja wam też jeszcze nie.
Opadłam z powrotem na łóżko. Nie wytrzymam z tą kobietą.
- A przytuliłaś się już do niego chociaż?
- Tak jakby. W podziękowaniu - powiedziałam powoli.
- Nie przytuliłaś się tak po prostu? W ogóle?
- W ogóle. Posłuchaj mnie uważnie, to, że ja go kocham nie znaczy, że on kocha mnie.
- Jak mógłby cię nie kochać? Jestem miła, zabawna, życzliwa i ładna. Każdy chłopak się za tobą ogląda!
- Ale jestem też bogatym bachorem z bogatej rodziny z bogatymi rodzicami. Wiem, że większość biedniejszych ludzi nami gardzi.
- Ale Dymitr chyba nie zachowuje się tak, jakby się tobą brzydził, gardził tobą, czy po prostu chciałby zachować dystans, prawda?
- To może być tylko taka przykrywka. Może po prostu nie chce mi robić przykrości? Albo boi się mojego ojca.
- Nawet ja boję się twojego taty - zaśmiała się Lissa.
- Ja tam nie widzę w nim niczego strasznego - odparłam z uśmiechem.
Rozmawiałam z Lissą przez kolejną godzinę. Później na szczęście zostawiłyśmy temat Dymitra i rozmawiałyśmy o zwykłych rzeczach. Potem Liss musiała kończyć. Rozłączyłam się.
Miałam ochotę zjeść coś niezdrowego. Zeszłam do kuchni, w której - o dziwo - nie było Dymitra. Zajrzałam do wszystkich szafek, ale nigdzie nie znalazłam żadnych chipsów, coli czy choćby batonów.
Wzruszyłam ramionami i ubrałam kurtkę. Przejdę się w takim razie do najbliższego sklepu. Ubrałam buty, wzięłam dwie dychy ze szkatułki znajdującej się w kuchni i wyszłam. Było ciemno i zimno. Dobrze, że sklep jest tylko dwie przecznice stąd.
Szłam szybko, żeby było mi trochę cieplej. Napawałam się ciszą i spokojem. Niebo było bezchmurne, więc, oprócz ulicznych lamp, księżyc oświetlał mi drogę.
Po paru minutkach widziałam już sklep. Był czynny całą dobę, co bardzo mi odpowiadało.
Pod sklepem stało czterech facetów. Na głowach mieli kaptury, a w rękach butelki z piwem. Jeden palił papierosa. Rozmawiali głośno, a co drugie słowo było przekleństwem.
Stanęłam. Zawsze bałam się takich typków. Może jednak sobie odpuszczę? Zadowolę się ciastem. Tak, to brzmi najrozsądniej.
Zawróciłam na pięcie i ruszyłam w drogę powrotną. Nie zrobiłam nawet trzech kroków kiedy usłyszałam głos za plecami.
- Hej, ślicznotko, nie uciekaj!
Przeszedł mnie dreszcz. Oglądałam za dużo seriali, żeby nie mieć teraz czarnych myśli. Wzdłuż chodnika rosło pełno krzaków. Zaczęłam sobie już wyobrażać sceny jak z horroru. Przyspieszyłam.
- Do ciebie mówię! Zaczekaj! Chcemy cię bliżej poznać! - zaakcentował mocno słowo "bliżej", przez co jego towarzysze zarechotali.
Słyszałam ich ciężkie kroki. Najważniejsze, to zachować zimną krew i nie okazywać strachu. Ale jak?
Poczułam zaciskającą się dłoń na moim nadgarstku. Krzyknęłam cicho i się odwróciłam. Instynktownie wyszarpałam rękę z uścisku. Facet stał zaledwie parę centymetrów ode mnie, a za jego plecami czekała pozostała trójka. Byli wysocy i napakowani. Śmierdziało od nich alkoholem i fajkami. Nie mam z nimi szans.
- Nie chcesz się z nami zabawić? - spytał mężczyzna, wyciągając w moją stronę łapska.
Nie myślałam o tym, co robię. Szybko kopnęłam go w krocze, błyskawicznie się odwróciłam i zaczęłam uciekać.
Słyszałam za sobą jęki i przekleństwa, a po chwili kroki. Biegną za mną.
Willa jest blisko. Zaraz będę bezpieczna. Tylko nie mogę zwolnić.
Włożyłam wszystkie siły w bieg. Słyszałam, jak faceci mnie doganiają. Mieli dłuższe nogi. Adrenalina krążyła w moich żyłach, dodając mi sił. Byłam śmiertelnie przestraszona.
Zauważyłam willę. Uda mi się. Musi mi się udać.
Dobiegłam do furtki, kiedy nagle z kimś się zderzyłam. Upadłabym, ale ktoś zdążył mnie złapać.
- Co robisz na zewnątrz? - usłyszałam znajomy głos Dymitra.
Co za ulga. Spadł mi z nieba.
Nie odpowiedziałam, tylko szybko schowałam się za jego plecami. Te typki były już tu. Tak mało brakowało, żebym wpadła w ich ręce.
- Możesz się odsunąć? Nie chcemy się kłócić. Bierzemy tylko laleczkę i spadamy - powiedział ten, którego kopnęłam.
Przerażona wtuliłam się w plecy Dymitra.
- Nie chcę tak skończyć - szepnęłam.
- Radzę wam odejść już teraz - powiedział Rosjanin niskim głosem. W domu zawsze był pogodny, teraz słyszałam jad w jego głosie. Nie bałam się tylko dlatego, że nie mówił tego do mnie.
- Mówiłem, odejdziemy, tylko oddaj nam dziewuchę.
Czekałam cała spięta. Cieszyłam się, że Dymitr tu jest, ale czy da radę mnie obronić przed czterema gorylami?
- Dziewczyna nigdzie z wami nie idzie - odpowiedział Dymitr. Byłam mu wdzięczna, że nie użył mojego imienia.
- W takim razie inaczej sobie pogadamy - warknął mężczyzna.
Usłyszałam ich kroki w momencie, kiedy Dymitr ruszył do przodu. Zamarłam w oczekiwaniu. Jeżeli coś pójdzie nie tak, to zacznę krzyczeć. Może Abe mnie usłyszy?
W ułamku sekundy wydarzyło się tyle rzeczy. Facet zacisnął dłoń w pięść i się zamachnął. Dymitr w tym samym momencie uniósł ręce i złapał ramię mężczyzny. Wygiął je do tyłu i kopnął go kolanem w plecy. Drugiego uderzył z pięści w twarz. Trzeci próbował go unieruchomić, ale i go Dymitr uderzył. Czwarty nie wiedział za bardzo co ma robić, przez co równie szybko oberwał.
Mężczyźni podnieśli się z ziemi i uciekli. Widziałam jak ten drugi trzyma się za krwawiący nos.
Dymitr odwrócił się i podszedł do mnie.
- Nic ci nie zrobili? - spytał z troską.
Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami.
- Byłeś jeden a ich czwórka - szepnęłam z niedowierzaniem.
Kąciki ust Dymitra uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- Dziękuję - powiedziałam po chwili, której potrzebowałam na otrząśnięcie się.
- Nie ma sprawy.
Dymitr położył dłoń na moim policzku.
- Jesteś zmarznięta. Chodź do środka, zrobię ci coś ciepłego do picia.
Nie próbowałam protestować. Grzecznie dałam się zaprowadzić do domu. Ręce miałam czerwone. Piekły mnie z zimna.
Usiadłam w salonie. Dymitr gdzieś zniknął, ale po chwili wszedł do pokoju, trzymając w dłoniach ciepły koc.
Podszedł do mnie i otulił mnie nim. Przez chwilę czułam jego oddech na swojej skórze. Rozeszła się po mnie fala ciepła. Nie wywołana kocem. Wywołana bliskością Dymitra.
- Dziękuję - mruknęłam. Miałam nadzieję, że nie zauważył mojego rumieńca.
- Zaraz przyniosę ci herbatę - powiedział łagodnie. Jego głos sprawił, że zrobiło mi się jeszcze cieplej. - Co tam robiłaś?
- Emmm... Chciałam się przejść. Pokłóciłam się z Lissą. Wiesz, musiałam... odreagować - powiedziałam najbardziej przekonująco, jak mogłam.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. Mogłaś chociaż powiedzieć, że gdzieś wychodzisz. Gdyby ci faceci cię złapali, nawet nie wiedziałbym gdzie cię szukać.
Usłyszałam smutek w jego głosie, ale to nie to sprawiło, że się zastanowiłam. Czy świadomie użył słowa "wiedziałbym"? Nie powiedział, że on i ojciec, tylko on.
Usłyszałam gwizd czajnika. Dymitr poszedł do kuchni, a ja otuliłam się szczelniej kocem.
Po chwili Dymitr przyszedł z herbatą. Postawił ją na stoliku i usiadł koło mnie.
- Jeżeli chcesz, możesz iść do domu. Poradzę sobie. Skończyłeś na dzisiaj pracę - powiedziałam. Nie chciałam go tu trzymać. Tym bardziej, że już wychodził do domu.
- Poczekam. Chcę mieć pewność, że wszystko będzie dobrze.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Sięgnęłam po kubek i upiłam łyk gorącej herbaty.



2 komentarze:

  1. Och, chyba córeczka nie wie czym tak naprawdę zajmuję się jej tatuś 😂😂😂


    "Gdyby ci faceci cię złapali, nawet nie wiedziałbym gdzie cię szukać."
    -
    Och 💕💔💖


    Hej, helloł ten rozdział chyba był dłuższy niż poprzednie, albo to tylko moje wrażenie. Dymitr zawodowo rozłożył ich na łopatki, może Abe powinien pomyśleć o zatrudnieniu go w ochronie? Tym bardziej skoro żaden z jego ochroniarzy nie pilnuje posesji, ani nie siedzi przy kamerach, których na pewno trochę tam mają i nie zareagował na to, że córka ich szefa - szefa mafii, helloł - jest w niebezpieczeństwie.
    Abe powinien się o tym dowiedzieć! I przynajmniej pojechać po pensji.

    A Rose mogłaby poprosić Dymitra również o jakieś lekcje samoobrony, choć parę ruchów, dzięki którym czułaby się bezpieczniej.

    😏


    I podsumowując to wszystko, było cudnie, ale oprócz gadania o poprzednim pocałunku, mógł się pojawić kolejny...

    Tak wiem, na rozwinięcie relacji trzeba czasu, ale...!

    Och, i tak bez różnicy co powiem, będzie to pewnie przeciągać w nieskończoność...

    Weny i z utęsknieniem czekam na następny... 💔

    OdpowiedzUsuń
  2. No okey. Zaskoczyłyście mnie. Przez pół dnia śmiałam się, że Dymitr umie kick-boksing, czy coś takiego. Ale on taki... taki... słodki 😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍. Aż zachciało mi się teraz mega słodkiego mleka z miodem 😍😍😍. Dobra, nie ważne. I czemu Lissa tak bardzo się przejmuje związkiem (jeszcze go nie ma, ale na 1000000000000% będzie) Dymcia i Rose? 😑😑😑😑😑😑😑😑

    OdpowiedzUsuń