niedziela, 3 września 2017

Rozdział 2

Rose:

Zjadłam szybko podane mi śniadanie i wstawiłam naczynia do zmywarki. Po tabletce przeciwbólowej poczułam się o wiele lepiej.
Wyszłam z kuchni i ruszyłam w stronę schodów. Wspięłam się na piętro, a następnie wparowałam do swojego pokoju. Szybko przebrałam się w luźne ciuchy. Związałam włosy w wysokiego kitka. Zrobiłam lekki makijaż i poszłam do biura ojca. Niestety go tam nie było. Był za to ten nowy. Hmm... Abe nie powiedział mi, jak się nazywa. Trudno.
Wycierał akurat regały. Nie zauważył, że weszłam. Muszę przyznać, że był przystojny. Z takim wyglądem mógłby zostać modelem, a nie pomocą domową.
Po cichu opuściłam biuro. Co by tu porobić? Wyszłam na ogród i położyłam się na jednym z leżaków, które stały rzędem koło ogromnego basenu. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy.
Nagle coś skapnęło na mój policzek. Wytarłam to coś dłoniom i dalej zażywałam kąpieli słonecznej. Znowu coś kapnęło, tym razem na moje czoło. Zdenerwowałam się. Usłyszałam śmiech obok mnie. Świetnie, ojciec robi sobie ze mnie żarty.
-Co robisz? - spytał rozbawiony.
-Opalam się, a ty mi przeszkadzasz - mruknęłam.
Abe roześmiał się jeszcze głośniej, przez co głowa znowu zaczęła mnie boleć. Syknęłam cicho.
-Ale ty wiesz, córcia, że od rana nie ma słońca? I w dodatku zaczyna padać? - spytał, tłumiąc śmiech.
Otworzyłam szeroko oczy.
-Słucham? - uniosłam się na łokciach, rozglądając dookoła. Faktycznie było ponuro.
-Impreza musiała być lepsza, niż sobie wyobrażałem - zaśmiał się ponownie ojciec.
-Przeestań - poprosiłam, wstając z leżaka. - Mam do ciebie prośbę.
-Jaką? - spytał.
-Dałbyś mi trochę pieniędzy? - zapytałam słodko.
-Na co?
-Chciałabym jechać na zakupy.
-Ale co ty chcesz sobie kupić? - spytał podejrzliwie. Przewróciłam oczami.
-Sukienkę i jakieś buty - odpowiedziałam spokojnie.
-No dobra. Chodź.
Poszłam za ojcem do biura. W środku nadal był ten przystojny facet.
Abe usiadł za biurkiem i sięgnął do szuflady.
-Trzysta dolarów wystarczy? - spytał, podnosząc wzrok.
Wzruszyłam ramionami.
-Raczej tak.
Ojciec podał mi banknoty, które schowałam do kieszeni.
-A gdzie jest mama? - spytałam.
-Musiała dzisiaj wcześniej wyjść - odpowiedział Abe, wstając zza biurka.
Wyszliśmy na zewnątrz i chodnikiem skierowaliśmy się do bramy.
-A tak w ogóle, to jak nazywa się ten facet? - zapytałam.
-Nasza nowa pomoc domowa? - upewnił się Abe.
Pokiwałam twierdząco głową.
-Dymitr Bielikow. Jest Rosjaninem.
Przy bramie jak zwykle stał Steve. Jest naszym ochroniarzem i szoferem w jednym.
-Steve, pojedziesz z Rose na miasto? - spytał Abe.
-Oczywiście, panie Mazur - odpowiedział ochroniarz.
Po chwili siedziałam już w samochodzie. Czas na zakupy!

***

Siedziałam w salonie na kanapie i oglądałam jakiś smętny serial, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć. Za progiem stał Mason, Eddie oraz Lissa ze swoim chłopakiem Christianem.
-Cześć, wejdźcie - przesunęłam się, żeby wpuścić przyjaciół.
-Siemka, Rose. Jak się trzymasz? - spytał Eddie, śmiesznie poruszając brwiami.
-Jakoś żyję - zaśmiałam się.
-To dobrze. Wypiłaś chyba najwięcej z nas wszystkich. Mieliśmy wynosić Masona, a w końcu wynosiliśmy ciebie - zaśmiał się chłopak.
Dałam mu kuksańca w ramię.
-Spadaj. Przynajmniej dobrze się bawiłam.
Usłyszałam  z tyłu kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam, że akurat przez korytarz przechodzi ten... no... Dymitr "Bielicośtam".
-A co to? Wasza gosposia zmieniła płeć? - spytał Mason.
Mężczyzna musiał to usłyszeć, bo zatrzymał się w pół kroku. Pacnęłam przyjaciele w głowię.
- Nie, idioto. To jest Dymitr. Jest naszą nową pomocą domową.- zwróciłam się do Rosjanina- Poznaj Lissa, Mason, Eddy i  Christian, ale go możesz ignorować.
On tylko skinął im wszystkim głową i zajrzał do lodówki. Pewnie zabiera się za obiad. W sumie trochę zgłodniałam.
- Ou - Lissa zrobiła duże oczy. - Co się stało z waszą gosposią?
- Pewnie już nie mogła wytrzymać z Rose- zaśmiał się jej chłopak.
Przewróciłam oczami. Jak zawsze śmieszny Ozera. Ehh...
- Była już stara i zaczęła chorować. Zwolniła się- powiedziałam ze smutkiem.
Lubiłam tą ciepłą kobietę. Choć patrząc na nowego lokaja, myślę, że nie będzie tak źle. Przynajmniej mam na czym oko zawiesić. Ma rzeźbę, ale nie taką przesadną. Nie to co te kupy muskularnego mięsa, robiące za naszych ochroniarzy. Steve jest jeszcze w miarę, ale wygląda jak wyjęty z filmu "Faceci w czerni." A Dymitr co jakiś czas się uśmiecha, co również jest miłe dla oka.Ciekawe ile serc złamał ten uśmiech?
-Dobra, daj mi coś do picia, bo uschnę- moją uwagę zwrócił rudzielec.
Zaśmiałam się, chcąc ukryć zawstydzenie własnymi myślami. Rose, ogarnij się! Znam go kilka godzin, a po za tym, jest starszy i zatrudniony tu.
-Jasne. Idźcie już do mojego pokoju, a ja zaraz przyniosę.
Chłopcy jak zwierzęta zaczęło ścigać się do mojego pokoju, a Liss, kręcąc głową poszła za nimi. Sama się nad nimi często załamywałam. Z kim my się przyjaźnimy?
Weszłam do kuchni, gdzie urzędował mężczyzna, krojąc warzywa.
- Wstawił byś wodę?- poprosiłam, sięgając po kubki.
- Oczywiście, panienko... znaczy Rose- poprawił się pod moim spojrzeniem.
Zalał czajnik wodą i postawił na płycie grzewczej, włączając ją.
- Przepraszam, za Masona, ale ten głupek ma dziwne poczucie humoru- uśmiechnęłam się do niego, wyciągając odpowiednie torebki herbaty.
Wiśniowa dla Lissy, zielona dla Eddiego, czerwona porzeczka dla Masona, pomarańcza z cynamonem dla mnie i czarna dla Ozery.
- Nic nie szkodzi- odwzajemnił uśmiech, a po chwili zaczęła wrzeć woda.
mężczyzna zalał każdą szklankę. nagle zmartwiłam się, czy on cokolwiek jadł, albo pił. Niepewność jego działań wyglądały, jakby czuł się przytłoczony przepychem.w sumie każdy pracujący tak ma na początku.
- Chcesz coś do picia?- spytałam niby mimochodem.
- Jeśli można by kawę.
- Jasne- sięgnęłam po szósty kubek i puszkę z kawą rozpuszczalną.- Możesz tu ze wszystkiego korzystać. mówię, bo bywały przypadki, że służba głodziła się pierwszego dnia, nie chcąc nic ruszać, co wykraczało po za ich zakres obowiązków.
oboje jak zsynchronizowani parsknęliśmy śmiechem.
- Spokojnie, umiem o siebie zadbać.- powiedział, powstrzymując śmiech.
- Nie wątpię.- mruknąłem, wsypując proszek do naczynia.- Ile łyżeczek?
- Dwie.
Odłożyłam wszystko, a Dymitr w tym czasie zalał sobie napój. Wyciągnęłam z pod blatu tackę i położyłam na niej pozostałe pięć kubków. opuściła pokój i ostrożnie weszłam po schodach na pierwsze piętro. Odkąd nasza poprzednia gosposia nauczyła się, co, kto pije, nie musiałam tego robić. Z cudem weszłam do pokoju, nie wylewając ani kropli. Ale gdy otworzyłam drzwi, blisko było, żebym wszystko upuściła.
- CO TU SIĘ STAŁO?!- krzyknęłam na całe gardło, próbując się przebić przez wrzaski gości.

4 komentarze:

  1. "A co to? Wasza gosposia zmieniła płeć?" - padłam.
    Dawać mi szybko nexta, jestem ciekawa co się stało!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rose, co to jest wiek i gdzie pracuję, jeśli jest przystojny, to znaczy jeśli jest między wami miłość😁😁😁😁😁😁😁😁😁. Co się stało???!?!??!??!??!?!?!? Super rozdział i czekam na nn i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam gdzieś tu adres Twojego mieszkania... a tu hasło do bazy danych...
    DAWAJ KOLEJNY!!

    OdpowiedzUsuń
  4. "Ciekawe ile serc złamał ten uśmiech?" O, cholera 💕


    "Zaśmiałam się, chcąc ukryć zawstydzenie własnymi myślami. Rose, ogarnij się! Znam go kilka godzin, a po za tym, jest starszy i zatrudniony tu."

    Że co? Ja nie wiem gdzie tu widzisz jakikolwiek problem :)


    "Chłopcy jak zwierzęta zaczęło ścigać się do mojego pokoju, a Liss, kręcąc głową poszła za nimi." 😂😂😂


    "(...)czarna dla Ozery."

    Brakowało tu komentarza "Jak jego dusza."😛👌



    Powciągali ludzi przez balkon? 😃

    OdpowiedzUsuń