Wróciłam z Dymitrem do domu. Rodziców jeszcze nie było. Od razu zabraliśmy się za robienie romantycznej kolacji. Znaczy się, Dymitr gotował, a ja mówiłam, jak to wszystko sobie wyobrażam.
-O! I gdybyś jeszcze ułożył te krewetki w koło, a w środek położył sałatę i polałbyś to wszystko tym brązowym sosem, to byłoby pięknie! - wyrzuciłam ramiona w górę, a Dymitr zaśmiał się cicho.
-Zrozumiałem, szefowo - zasalutował, po czym wrócił do gotowania.
Uśmiechnęłam się. Sięgnęłam po jabłko i wzięłam potężny kęs.
- Tak dobrze? - pyta.
Spojrzałam na talerz, gdzie wszystko wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałam, a nawet lepiej.
- Idealnie - patrzyłam na to jak zaczarowana.- Aż zgłodniałam.
-O! I gdybyś jeszcze ułożył te krewetki w koło, a w środek położył sałatę i polałbyś to wszystko tym brązowym sosem, to byłoby pięknie! - wyrzuciłam ramiona w górę, a Dymitr zaśmiał się cicho.
-Zrozumiałem, szefowo - zasalutował, po czym wrócił do gotowania.
Uśmiechnęłam się. Sięgnęłam po jabłko i wzięłam potężny kęs.
- Tak dobrze? - pyta.
Spojrzałam na talerz, gdzie wszystko wyglądało tak, jak to sobie wyobrażałam, a nawet lepiej.
- Idealnie - patrzyłam na to jak zaczarowana.- Aż zgłodniałam.
- Cieszę się - powiedział z zadowoleniem w głosie.
-To ja może pójdę po jakiś ładny obrus, świeczki i te sprawy.
Zeskoczyłam z blatu i poszłam szukać potrzebnych mi rzeczy. Po paru minutach stół w jadalni prezentował się pięknie. Dumna z efektu, wróciłam do kuchni. Dymitr miał już gotowe danie główne i przystawkę, a teraz robił lody według swojego przepisu. Podeszłam do niego i zaczęłam się przyglądać.
-Pamiętaj, że masz zrobić jeszcze porcję dla mnie - przypomniałam mu.
-Pamiętam - odpowiedział z uśmiechem.
Odsunęłam się trochę i... zrzuciłam mąkę z wyspy kuchennej. Odruchowo przyłożyłam dłoń do ust.
-Ups! - zapiszczałam.
Jednocześnie z Dymitrem ukucnęliśmy, żeby posprzątać. Chwyciłam pierwszą lepszą miskę, żeby do niej wsypywać mąkę. Po chwili sprzątania wpadłam na genialny pomysł.
Wzięłam trochę mąki na rękę i zdmuchnęłam ją na Dymitra. Nie spodziewałam się takiej szybkiej reakcji z jego strony. Niemal natychmiast ja również byłam w mące. Usłyszałam jego śmiech. Przetarłam twarz i rzuciłam w niego drugi raz białym proszkiem.
Zaczęła się istna bitwa. Po chwili połowa kuchni była w mące. W końcu zrobiłam coś, czego się nie spodziewał. Wzięłam miskę, do której wsypywaliśmy mąkę i całą jej zawartość wysypałam mu na głowę.
-Wygrałam - oznajmiłam, odkładając miskę.
-To było nie fair - odparł Rosjanin.
-Akurat! Po prostu nie możesz znieść myśli, że cię pokonałam.
Wypięłam dumnie pierś do przodu i głośno się zaśmiałam.
Wyciągnęłam rękę i strzepnęłam Dymitrowi nadmiar mąki z czubka głowy.
-Jesteś siwy - zachichotałam. Wyglądał prześmiesznie.
-Ty też, więc się tak nie ciesz.
Kiedy się trochę opanowaliśmy, na serio posprzątaliśmy podłogę (czytajcie: podłogę i blaty). Następnie poszliśmy do łazienki, żeby ogarnąć włosy. Kiedy wyglądaliśmy już normalnie, wróciliśmy do kuchni.
Dymitr dokończył przygotowywać deser, po czym wstawił go do zamrażalnika, a mi podał moją porcję.
-Dziękuję - wzięłam lody i zaczęłam je jeść. - Niemożliwe, że je przygotowałeś. Przecież one są nieziemskie!
Błyskawicznie zjadłam całą porcję i nadal czułam niedosyt.
-Jakie to było pyszne!
-Dziękuję - powiedział Dymitr, odbierając ode mnie pucharek.
Usłyszałam otwierane drzwi.
-Rodzice wrócili - oznajmiłam.
- Postaw mi na wyspę przystawki, a ja ich zaprowadzę do jadalni.
Wyszłam szybko z kuchni i skierowałam się do korytarza. Rodzice akurat zdejmowali kurtki.
-I jak tam wyjście? - zagadnęłam.
-Było miło. A ty? Byłaś grzeczna? - spytała mama.
Miałam ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymałam się.
-Tak. Coś dla was zorganizowałam. Zapraszam do jadalni.
Zaprowadziłam ich do pomieszczenia. Widziałam, że wystrój zrobił na nich wrażenie. Usiedli do stołu i spojrzeli na mnie lekko zaskoczeni. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Zaraz wracam - oznajmiłam, idąc do kuchni.
Dymitr podał mi talerze z przystawkami, posłałam mu uśmiech i poszłam zanieść jedzenie rodzicom.
-Smacznego.
Wycofałam się do kuchni i stanęłam koło Dymitra.
-Czy kiedy rodzice wszystko dostaną, to będziesz chciał mnie wyciągnąć z domu? Rozumiesz, rocznica ślubu i te sprawy... Słychać ich wtedy w całym domu. Nie mam ochoty tego słuchać kolejny rok z rzędu. Jednego razu, gdybym się nie zamknęła w pokoju, to i tam by się zapewne pieprzyli.
Dymitr zdusił chichot.
-No chyba że będziesz chciał wrócić do domu, bo w sumie to może trochę potrwać, a ty skończysz na dzisiaj pracę i...
-Spokojnie. Jeżeli twoi rodzice się zgodzą, to mogę cię uratować - uśmiechnął się, nadal tłumiąc śmiech.
-Dziękuję! - przytuliłam go mocno.
Zabrałam talerze z głównym daniem i poszłam zanieść je rodzicom.
-Co wy na to, żeby zostawić wam wolny dom na wieczór?
Matka spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Cóż, normalnie bym się nie zgodziła, ale ze względu na taką niespodziankę mogę ci pozwolić. Ale tylko ten jeden raz.
-Dziękuję. - Przytuliłam mocno rodziców, całując ich w policzki.
Wróciłam do kuchni i spojrzałam na Dymitra.
-Zgodzili się - powiedziałam radośnie.
-Myślałaś już, gdzie chcesz iść? - zapytał.
-Jeszcze nie, ale coś wymyślę, o to się nie martw.
Wzięłam prezent, który kupiłam dla rodziców.
-Idę go odłożyć do ich pokoju - oznajmiłam i czmychnęłam na piętro.
Idąc do pokoju zaczęłam się nad czymś zastanawiać. Ostatnio często spędzam czas z Dymitrem. Bardzo go polubiłam i czasem zastanawiam się, czy nie za bardzo. Cały czas się przy nim uśmiecham... Nawet Lissa nie wywołuje u mnie ciągłego uśmiechu. Wydaje mi się, że Dymitr staje się moim przyjacielem. I to nawet lepszym od Lissy.
Zostawiłam prezent w pokoju i powoli wróciłam do kuchni.
- Gotowa na wyjście?- spytał Rosjanin.
- A, no tak. Daj mi jeszcze chwilę.
Szybko wbiegła na górę, prosto do swojego pokoju. Przebrałam się w rurki i fioletowa bluzkę, a do tego wzięłam czarne botki. Poprawiłam makijaż, a włosy splotłam w warkocz. Przejrzałam się ostatni raz w lustrze z myślą, czy spodoba się to Dymitrowi. Szybko jednak wrzuciłam tą myśl z głowy. Pewnie jestem dla niego tylko bogatą gówniarą. Potrząsnęłam głową i zeszłam na dół, wcześniej zamykając drzwi na klucz.
- Dłużej nie można było?- mężczyzna przewrócił oczami, za co dostał ode mnie kuksańca.
- Wyszykowałam się najszybciej jak mogłam - prychnęłam, sięgając po kurtkę.
On już czekał ubrany. Szybko się zapięłam i wzięłam z koszyczka pierwsze, lepsze kluczyki. Poczułam powiew zimna, gdy Rosjanin otworzył drzwi.
- Nie tym razem, Towarzyszu - uśmiechnęłam się cwanie. - Pokaże Ci kochanki mojego ojca.
Poszłam w stronę drzwi koło schodów, nie czekając na Dymitra, ale wiedziałam, że idzie za mną. Przechodząc koło jadalni kontem oka zauważyłam, że rodzice już się obściskują. Przewróciłam oczami. Mogliby chociaż poczekać, aż zostaną sami. Otworzyłam drzwi hasłem i weszli w ciemny korytarz. Nie cierpiałam tych schodów. Od zawsze mówię rodzicom, żeby tu zanotowali światło, ale oni uparli się i teraz musimy iść po ciemku. Nagle potknęłam się i cudem zachowałam równowagę. Jednak Dymitr, idąc tuż za mną nie wiedział, że się zatrzymałam i wpadł na mnie. Oboje polecieliśmy na dół i skończyło się, nie mam pojęcia jak, że na dole on upadł na ziemię siedząc, a ja na jego nogach. Automatycznie chyba złapał mnie, żebym nie upadła. Siedziałam tak na nim patrząc w jego piękne oczy i wybuchłam śmiechem, chcąc ukryć zmieszanie i coś jeszcze, ale nie wiem co. Czułam się tak dziwnie będąc tak blisko niego. Szybko wstałam, wciąż chichocząc.
- Przepraszam... - zaczął lekko zawstydzony, ale ja machnęłam ręką.
- Nie przejmuj się, nie mogłeś mnie zobaczyć. Po za tym to było zabawne. A teraz wstawaj i podziwiaj- pokazałam wokół siebie.
- Wow... - odebrało mu głos.
Mój ojciec, chyba jak każdy miliarder, jest miłośnikiem drogich aut. Trzymał je wszystkie w podziemnym parkingu, w którym teraz staliśmy.
- Każdy ma swoje imię. To jest Katrina- wskazywałam po kolei każde lamborghini.- To Sue, Cornella, Ave, Monica, Demi, Tina, Gween i Amanda. A to tylko część. Ma ich chyba z dwadzieścia. Ale i tak najważniejsze dla niego jest to. Czerwone ferrari super fast, o imieniu Róża północy. Oczywiście, żeby nie było, ja jestem starsza niż to auto. Jeździ nim tylko na ważne wydarzenia.
- Wow!- powtórzył Bielikow, chodząc między samochodami, bojąc się ich dotknąć.
Wcisnęłam guzik na kluczykach, żeby sprawdzić, jaki samochód wylosowałam. Czarny jaguar. Może być.
- Chodź. Jedziemy Vitą.
Podeszłam do auta i z przyzwyczajenia zajęła miejsce pasażera.
- Ja mam tym czyimś kierować? - wystraszył się.
- Masz prawo jazdy?
- No mam, ale...
- No to dawaj - zachęciłam go. - To może być jedyna okazja, kiedy możesz usiąść za kierownicą tak drogiego auta. A jak coś się stanie, wezmę to na siebie, tak jak ty ostatnio.
- A ja się przyznam i mnie twój ojciec wytrwali - zaśmiał się, ale usiadł.
- To się nie przyznawaj. Ale na moje oko za bardzo jesteś perfekcjonistą, żeby rozwalić takie auto. A teraz ruszaj - popędzałam go rozemocjonowana.
Nawet nie wiem, czym się tak ekscytuję? Może tą wieczorną wycieczką.
- Ale gdzie? - spyta, rozglądając się dookoła.
- W prawo -wskazuję mu, szukając w schowku pilota do bramy.
Odpalił silnik i wyjechał, używając kierunkowskazu. Zaśmiałam się krótko, kręcąc głową.
- O tym mówiłam. Tu nikt by nie użył kierunkowskazu.
- Nawyk - przyznaje.
- Jedź prosto - mówię, wciskając odpowiedni guzik na pilocie.
W odpowiedniej chwili, bo gdy tylko wjeżdżamy na rampę, górna klapa się otwiera na oścież i już jesteśmy po za garażem.
- Wow...- Rosjanin ogląda się za siebie, z otwartą buzią, na zamykającą się blachą
- Lepiej patrz przed siebie- zaśmiałam się.- To gdzie jedziemy?
- Nie wiem, gdzie nas wywiezie, tam pojedziemy.
Otworzyłam tym samym pilotem bramę i opuściliśmy posesję. Jeszce zdążyłam zauważyć światło zapalone w kuchni i rodziców w środku. Mama siedząca na blacie, już chyba w samym staniku, a tato napierał na nią z pocałunkiem. Szybko odwróciłam wzrok, czując, że się czerwienię. O Boże, jak dobrze, że dom już zniknął mi z oczu. Westchnęłam głośno. W szybie zobaczyłam, że Dymitr patrzy na mnie z uśmiechem. Jednak, gdy na niego spojrzałam, szybko odwrócił wzrok. Nie skomentowałam tego, tylko wygodnie się rozsiadłam w fotelu, włączając podgrzewanie foteli i radio.
Nawet nie wiem, czym się tak ekscytuję? Może tą wieczorną wycieczką.
- Ale gdzie? - spyta, rozglądając się dookoła.
- W prawo -wskazuję mu, szukając w schowku pilota do bramy.
Odpalił silnik i wyjechał, używając kierunkowskazu. Zaśmiałam się krótko, kręcąc głową.
- O tym mówiłam. Tu nikt by nie użył kierunkowskazu.
- Nawyk - przyznaje.
- Jedź prosto - mówię, wciskając odpowiedni guzik na pilocie.
W odpowiedniej chwili, bo gdy tylko wjeżdżamy na rampę, górna klapa się otwiera na oścież i już jesteśmy po za garażem.
- Wow...- Rosjanin ogląda się za siebie, z otwartą buzią, na zamykającą się blachą
- Lepiej patrz przed siebie- zaśmiałam się.- To gdzie jedziemy?
- Nie wiem, gdzie nas wywiezie, tam pojedziemy.
Otworzyłam tym samym pilotem bramę i opuściliśmy posesję. Jeszce zdążyłam zauważyć światło zapalone w kuchni i rodziców w środku. Mama siedząca na blacie, już chyba w samym staniku, a tato napierał na nią z pocałunkiem. Szybko odwróciłam wzrok, czując, że się czerwienię. O Boże, jak dobrze, że dom już zniknął mi z oczu. Westchnęłam głośno. W szybie zobaczyłam, że Dymitr patrzy na mnie z uśmiechem. Jednak, gdy na niego spojrzałam, szybko odwrócił wzrok. Nie skomentowałam tego, tylko wygodnie się rozsiadłam w fotelu, włączając podgrzewanie foteli i radio.
_____________________________________________
Tak wiemy, dawno nie było, za co was bardzo przepraszamy, ale obie kończymy nasze szkoły i z czasem jest jak jest. Po za tym koniec semestru i nie ma dnia, żeby nie było czegoś. Sprawdziany, kartkówki, no jest jak jest. Do tego Marta pisze prace na konkurs literacki (trzymamy za nią kciuki) więc raczej nie liczcie za szybko na rozdział.
~Pozdrawiam, Karinga 💖💖💖💖
Jakie to świetne!
OdpowiedzUsuńCzytałam to z wielkim bananem na ustach.
Nie mogę się doczekać kiedy w końcu Dymitr powie że kocha rose.
Ciekawe gdzie pojechali...
Czekam na nexta i życzę Marcie wygranej w konkursie <3
Ania
Dziękuję 😁❤
UsuńMatko, genialne! Bitwa na mąkę! 😂
OdpowiedzUsuńPoszli do jednej łazienki? 😏
Przyjacielem lepszym od Lissy! Od Lissy! Lissy! Hahahahaha, szach-mat Dragomir! 😈
Ale jak ja mam szybko nie liczyć na rozdział po takim zakończeniu?! No przecież tak nie można! To nieludzkie! Przecież... oh, no nie można, nie można tak!
😢
To tak pięknie zbliża się do czegoś więcej między nimi, a tu pac! Tak o, jakby w połowie strzelacie sobie koniec. No super. Po prostu extra. Naprawdę. Tylko pogratulować.
Idę sobie z utęsknieniem czekając na następny cudowny rozdzialik... ❤️
Może znowu się z kimś zgodzę? Zgadzam się w 100 procentach!! 😁😁😁😘💕💓
Usuń