sobota, 28 października 2017

Rozdział 11

Nie no, ja nigdy się tego nie nauczę. Slęcze nad książką już cały dzień, a dalej tego nie rozumiem. W prawdzie sprawdzian mieliśmy mieć wczoraj, ale dzięki jakiemuś geniuszowi, który włączył alarm przeciwpożarowy, przepadło mam pół lekcji i mamy to napisać w poniedziałek. Nie żebym się nie cieszyła. Dzięki temu mam masę czasu na zrozumienie tego. Ale co to, do cholery, są te pochodne?! To jest bez sensu! Co ja robię na poszerzonej matmie?! A no tak. Tatuś uznał, że jego córeczka musi mieć poszerzone wszystko. Dzięki  mojemu buntowi 4 lata temu skończyło się na matmie. Ale i tak tego nie rozumiem. Dość! Po trzech godzinach wkuwania, mam dość. Z hukiem zamknęłam książkę i wstałam z podłogi. Cholera, ale mi nogi zdręteiały. Ledwo podeszłam do drzwi, podpierając się wszystkiego co na mojej drodze, ale ten krótki odcinek wystarczył abym się rozchodziła. W sumie, rodzice są w pracy, a ja bym se chętnie pobiegała. Nawet się nie dowiedzą. Przebrałam się w strój do biegania i wzięłam że sobą bidon oraz MP4. Powoli zeszłam na dół. W kuchni napełniłam butelkę wodą i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je cicho i już chciałam wyjść, gdy nagle...
- Wybiera się gdzieś Panienka?
Po drugiej stronie stał Steve. Szlag! Mogłam się tego spodziewać.
- Nie no coś Ty!- uśmiechnęłam się niewinnie.- Ja po prostu... Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem, a przez drzwi wypada go więcej niż przez okno. To ja może już wrócę do domu.
Zamknęłam drewnianą powłokę i oparłam się o nią. "Przez dzrzwi wypada więcej powietrza. Brawo Rose." Odetchnęłam głęboko i poszłam do ogrodu. Tam też można pobiegać. Tak też zrobiłam. Po tym, jak moja playlista powtórzyła się siedem razy, co równa się 140 kawałkom, wróciłam do środka i pobiegłam na górę. Z garderoby wzięłam świeże ubrania i poszłam do łazienki. Postanowiłam wziąć długi prysznic z użyciem kosmetyków, które do tego czasu tylko leżały w mojej części szafki. Dotychczas wystarczyło mi mydło, szampon i odżywka, ale czemu by nie użyć tego balsamu pachnącego pomarańczą? Albo olejek migdałowy, któreś perfumy, sól do kąpieli. O! To jest to! Kąpiel! Odkręciłam wodę, a do zatkanej wanny wsypałam sól morską i wlałam trochę płynu do kąpieli. Zaczęłam jeszcze przeglądać swoją szafkę. Uuuu... maseczka czekoladowa. Sprawdziłam jak się jej używa i od razu nałożyłam. Znalazłam jeszcze zwykł z peelingiem do twarzy i właśnie balsam. Mydło zmieniłam na płyn do kąpieli, ten który wcześniej wlałam do wanny. Wygrzebałam jeszcze maszynkę i byłam gotowa. Gdy było już dość wody, dla pewności zakluczyłam drzwi, rozebrałam się i zanurzyłam w górze piany. Jak dobrze. Szykuje się lepiej niż na nie jedną randkę. Nie wiem co mnie tak naszło. Jakoś nigdy nie chciałam się specjalnie szykować, żeby komuś się spodobało. Oczywiście, wygląd był i jest dla mnie ważny, ale nie siedziałam specjalnie pięć godzin w łazience. A teraz mnie tak naszło. Pewnie podświadomie chcę jak najbardziej odwlec naukę. Gdy wodą zrobiła się zimna skończyłam się myć, szybko się ogoliłam i umiałam twarz. Jednak maseczki z czekolady nie są tak fajne jak sama czekolada. Zjadłabym czekoladę. Nasmarowałam się jeszcze balsamem, a gdy wysechł, ubrałam się. Przeszłam przez korytarz, myśląc czy jest jeszcze jakaś czekolada w domu. Gdy weszłam do pokoju i zobaczyłam co leży u mnie na dywanie, od razu zepsuł mi się humor. To co z tą czekoladą? Nauka poczeka. Zeszłam na dół i weszłam do salonu, gdzie był barek. Jednak moją uwagę przykuł Dymitr, leżący na kanapie i czytający coś. Chyba tak spędza dnie, gdy już wszystko zdobi. To aż dziwne, że potrafi szybko się uwijać z robotą. Do najmniejszych ten dom nie należy. No nic. Postanowiłam go wystraszyć. Zakradłam się po cichu pod sofę i nagle przeskoczyłam przez oparcie, siadają na wolnej przestrzeni.
- Co czytasz, towarzyszu?
- A nic takiego, Panienko Mazur.- odpowiedział, nie zmieniając nawet pozycji.
Serio?! Nic? Nie możliwe żeby mnie słyszał. Westchnęłam zniecierpliwiona, po czym wyrwałam mu książkę. Jednak była ona pisana cyrlicą, więc mogę pomarzyć o czytaniu.
- Jak  ty to możesz czytać? Może tak?- złapałam za brzeg okładki, tak, żeby zawisała i udawałam, że czytam.
W uszach zadzwięczał mi jego śmiech.
- To Rosyjska książka, nie chińska.- nie mógł się opanować.
- Chwila, czekaj, nawet da się tak coś zrozumieć.
Po chwili oboje zwijaliśmy się ze śmiechu, a ja oddałam mu książkę. Zaznaczył gdzie czytał i odłożył ją na stolik. Powoli się uspokoiliśmu, więc usiadł i przysunął się bliżej mnie, tak, że nasze ramiona były oddalone pod siebie na milimetry. Jednocześnie poczułam się dziwnie nieswojo, ale i szczęśliwie. Nie wiem, czemu. Z jego ciała, emanuoeało przyjemne dla mnie ciepło. Już chciał się odezwać, kiedy usłyszeliśmy krótkie dryń. Mężczyzna wstał i wyszedł, a ja poczułam chłód. Potarłam w zamyśleniu ramiona. Co się ze mną dzieje? Czemu przy nim czuję się tak... inaczej? Lepiej. Czemu chcę, żeby poświęcił mi swoją uwagę? Żeby docenił wszystko co robię? Czyżbym zaczynała coś do niego czuć. Przecież to niedorzeczne. Co prawda jest przystojny, zabawny, mądry, wspaniałe gotuje i ma ładny uśmiech. Nie jedna kobieta chciałaby być blisko niego. Ale to nie ma sensu. On tu pracuje, po za tym, pewnie ma mnie za rozpuszczonego bachora z bogatego domu. W sumie, założyłam sobie na to. Moje przemyślenia przerwał jego powrót z... dwoma kawałkami ciasta czekoladowego! Boże, on mi chuba czyta w myślach. Kocham go! Wzięłam od niego jeden talerz, patrząc na to z uwielbieniem. Nawet nie zauważyłam, jak wrócił na swoje miejsce, pochłonięta pięknym widokiem przede mną. Wzięłam pierwszy widelczyk na spróbowania. O matulu kochana! To jest boskie. Lepsze niż normalna czekolada. Z nutką pomarańczy. Teraz mogę umierać szczęśliwie.
- Uwazaj Rose, bo mi się rozpłyniesz.- zaśmiał się Rosjanin
- Śmiej się śmiej. Wiele mi do tego nie brakuje. Ty się u nas marnujesz. Powinieneś mieć własną restaurację.
- Wiesz, kiedyś nawet o tum myślałem, ale jednak nie.
- Czemu?
- To duża inwestycja, ryzykowna.
- Głupoty gadasz. Same gwiazdy by do Ciebie przychodziły.
Zaśmiał się, choć ja mówiłam poważnie. Postanowiłam sobie dowiedzieć się, czemu tak naprawdę tego nie zrobi i sprawić, żeby to się zmieniło. Nie żebym chciała się go pozbywać, ale powinien spełnić swoje marzenia.

Dymitr

Czesto myślę jakby to było mieć własną restaurację. Jednak do tego potrzeba pieniędzy, których za dużo nie mamy. Nie chciałem jej mówić prawdziwych powodów, bo nie chcę żeby miała mnie za jakiegoś nędznego biedaka. Po prosty to jest nierealne. Nie mam pojęcia czemu tak zależy mi na jej zdaniu. Przecież i tak wiele razu podkreślała że jestem tylko pomocą domową. Nic dla niej nie znaczę. Nie uważam, że mną gardzi, bo jest miła i widać u niej szczerą radość, gdy rozmawiamy. Może z jej punktu widzenia naprawdę przesadziłem, ale ja tylko się o nią martwię. Nie chcę, żeby cierpiała przez chłopaka, bo już coś się naoglądałemu mamy, po tym jak ojciec... Nie. Nie chcę o tym myśleć.
- To powiedz mi w końcu, co to za książka. - Rose wskazała moją lekturę.
- Western- wzruszyłem ramionami, jedząc swój wypiek.- Lubię czytać o dzikim zachodzie.
Między nami zapadła cisza, ale taka przyjemna. Po skończeniu ciasta, odłożyliśmy talerzyki do kuchni. Dziewczyna nalała do dwóch szklanek soku i podała mi jedną. Oparliśmy sie o blaty kuchenne, popijając napój.
- Jak tam dzień?- spytałem z uśmiechem.
- Ciężko - westchnęła, wkładając naczynia do zmywarki.- W poniedziałek mam sprawdzian z matematyki i nic nie umiem.
- Wiesz, żeby coś umieć, trzeba się uczyć.
- Ha ha ha. Jaki ty zabawny dzisiaj - w jej głosie nie dało się nie wyczuć sarkazmu.- A myślisz, że co robię pod rana? Ale nic z tego nie rozumiem.
- Mogę co pomóc - zaproponowałem.
- Ze mną to nie będzie takie proste - ostrzegła, lecz nie zniechęciło mnie to.
- Uczyłem moje dwie siostry, to i z Tobą dam sobie radę.
- No dobrze, ale żeby nie było, że nie uprzedzałam - skierowała się do wyjścia z kuchni- i weź to twoje cudo.
- Najpierw obiad, później ciasto!- zaśmiałem się, wołając za nią
- Obojętnie!- okrzyknęła mi.
Po raz kolejny na moich ustach pojawił się uśmiech. Co ona ze mną robi? Ogarnąłem jeszcze szybko pomieszczenie wzrokiem, ale wyglądało już nienagannie, więc mogłem iść na górę. Drzwi od pokoju Rose czekały na mnie otwarte. Zamknąłem je za sobą i usiadłem obok nastolatki. Uderzył mnie zapach czekolady i pomarańczy. Na dole myślałem, że to ciasto, ale teraz wyraźnie czułem, że to od samej dziewczyny. Był to piękny zapach i musiałem się powstrzymać, żeby nie nachylić się i zaciągnąć tą cudowną wonią.
- To co tam masz?- skierowałem swoje myśli na odpowiedni tor.
- Pochodna funkcji - jęknęła żałośnie.
- To nie jest takie trudne. Spójrz.
Przez kolejne trzy godziny jej to tłumaczyłem i pomagałem rozwiązywać różne typy zadań. Jest ona pojętna i szybko łapie zasady, ale bardzo łatwo się rozkojarza. Po tym czasie umiała wszystko na blachę.
- Świetnie!- pochwaliłem ją.- Jeśli jeszcze sobie powtórzysz wzory, myślę, że dostaniesz przynajmniej piątkę. A może i szóstkę?
Parsknęła śmiechem.
- Błagam Cię. W naszej szkole to nie możliwe. Ale trzy może będzie.
- Jak dla mnie stać cię na pięć.
- Dziękuję. Za pomoc i za to, że tak we mnie wierzysz.
Nagle rzuciła mi się na szyję. Nie spodziewałem się tego, ale odwzajemniłem uścisk. Czułem się... szczęśliwy. Jakbym miał w dłoniach coś ważnego. Ona staje się dla mnie ważna i to mnie przeraża. Mimo wszystko skorzystałem z okazji dyskretnego zaciągnięcia się jej zapachem. Po chwili odsuneliśmy się od siebie.
- Jakich perfum używasz?- spałem, na szybko wymyślając jakiś pretekst, żeby jednocześnie wiedziała, że mi się podobają.- Zbliżają się urodziny mojej siostry i myślę, że do niej też by pasowały.
- To nie są perfumy, a tylko pomarańczowy balsam do ciała i czekoladowa maseczka. Cieszę się, że ci się podoba.
Ona była już bardziej bezpośrednia, co mnie trochę rozbawiło.
- Idę robić obiad - oświadczyłem wstając.- Będzie gotowe za jakieś dwie godziny.
- A co dziś dobrego?- spytała.
- Kaczka z jabłkami.- uśmiechnąłem się.
- Uuu... już się nie mogę doczekać.
Posłałem jej lekki uśmiech i opuściłem pokój.

5 komentarzy:

  1. Jak słodko! Zaczynają coś do siebie czuć!!!! Jestem ciekawa, jak tego się dowiedzą. Może to być szybko? Plose!!!
    Czekam na następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się rozpływam z nadmiaru tej miłości. SWEET. Kofam💖💖💖💖💓💓💓💓💓
    CZEKAM ba nn i życzę weny.
    Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla małej osobki która mnie szantażuje.
    Rose uczy się tyle czasu ile ja języków XD. Przydał by się taki Dymitr od którego wszystko by się od razu załapało. To było takie cudowne. Nareszcie coś obydwoje zaczynają rozumieć że to coś więcej<3. Nie mogę sie doczekać rozwinięcia ich relacji. Rose cyrylica nie jest aż taka trudna(chyba). Nic tutaj dodać i ująć. Było by cudownie gdyby naprawdę dostała to 5 lub 6. To by ich jeszcze bardziej do siebie zbliżylo. Chciałabym jak Rose mieć czas na taki odpoczynek i zrobienie czegoś na co mam tylko ochotę.
    Czekam na następny.
    G&G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciebie też? Oh, co za zły człowiek...
      Też mam problem z językami, totalnie nie moja bajka... :/ (Chociaż umieć by się chciało xD)Co do cyrylicy to Roza Belikov się uczy się rosyjskiego, z wszelkimi pytaniami tego typu to do niej :P
      Również się cieszę, że coraz więcej się między nimi dzieje, ale nie jestem pewna czy 5 lub 6 by ich jeszcze bardziej do siebie zbliżyło. Z jednej strony w sumie tak, bo mieli by więcej czasu dla siebie, ale z drugiej strony dalsza nauka też by ich zbliżyła. Rose nie wychodziłaby tyle z przyjaciółmi, bo musiałaby się uczyć, a za to spędzałaby czas z Dymitrem 😏

      Na pewno nie chcesz założyć messengera i dołączyć do Stowarzyszenia Mafii Abe'a? Ja wiem, że ludzie w przeciwieństwie do mnie mają życie, przyjaciół i nie olewają tak nauki, ale fajnie było by cię tam mieć, chociaż od święta :D

      Usuń
  4. No kiedy się pocałują?!?!?!?!

    OdpowiedzUsuń