Zeszłam powoli po schodach na parter. W korytarzu natknęłam się na Dymitra.
-Widziałeś gdzieś Zoję? - spytałam niewinnie.
-Wydaje mi się, że pobiegła do jadalni. Coś się stało?
Uśmiechnęłam się.
-Nie, oczywiście, że nie - odwróciłam się i poszłam do jadalni.
Od razu zajrzałam pod stół, gdzie siedziała dziewczynka.
-Mam cię - zaśmiałam się, widząc zaskoczoną minę Zoji.
-Tak sybko? - zapytała.
-Tak.
Dziewczynka wyszła spod stołu i złapała mnie za rękę. Miała taką malutką rączkę. Chyba lubię małe dzieci.
-Mozemy polysować? - spytała.
-Jasne, chodź - zaprowadziłam ją do swojego pokoju. Z szuflady w biurku wyciągnęłam czyste, białe kartki i zabrałam pisaki.
-Przy biurku czy na podłodze? - spytałam.
-Na podłodze - poprosiła.
Położyłam przed nią wszystkie rzeczy i usiadłam obok.
-Chcesz może coś zjeść, albo wypić?
Spojrzała na mnie swoimi dużymi, brązowymi oczkami.
-A mas coś słodkiego? - spytała z nadzieją.
-Oczywiście - zaśmiałam się. - To ty rysuj, a ja coś przyniosę - uśmiechnęłam się.
Zeszłam do kuchni i zaczęłam grzebać w szafce z ciastkami, czekoladami i innymi słodkościami. W końcu wyciągnęłam paczkę żelków i cukierków, oraz mleczną czekoladę. Wróciłam do pokoju i pokazałam Zoji.
-Może być? - spytałam.
-Tak! - wykrzyknęła i sięgnęła po czekoladę. - Mama zadko kupuje słodyce, bo są dlogie.
Zrobiło mi się trochę przykro. Rodzina Dymitra jest chyba w nie najlepszej sytuacji.
Po dwóch godzinach rysowania i jedzenia słodkości, do mojego pokoju ktoś zapukał.
Otworzyłam drzwi. Przede mną stał Dymitr.
-Chciałem tylko powiedzieć, że Zoja musi się już zbierać - uśmiechnął się delikatnie.
-Jasne - odpowiedziałam. Odwróciłam się do dziewczynki. - Chodź, Zojka.
Mała podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę.
-Idziemy się ubielać? - spytała.
Pokiwałam głową, po czym wyszłyśmy z pokoju. Zeszłyśmy na parter. Dymitr chciał pomóc Zoji się ubrać, ale powiedziałam, że ja to zrobię.
-Wie wuja, ze jadłam zelki? I cukielki! I cekoladę! - śmiała się, wyrzucając ramiona w górę. Uśmiechnęłam się.
-Naprawdę? - spytał Dymitr, również się uśmiechając.
-Tak i to było pysne - pogłaskała swój brzuch, na co zachichotałam.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi.
-To pewnie Wiktoria - powiedział Dymitr, otwierając drzwi. W progu stała jego siostra.
-Dzień dobry - zwróciła się do mnie.
-Cześć - odpowiedziałam.
Zoja podbiegła do nastolatki i przytuliła się do niej.
-Dziękuję, do zobaczenia - powiedziała Wiktoria, uśmiechnęła się do Dymitra i razem z dziewczynką ruszyła do bramy.
Rosjanin zamknął drzwi i odwrócił się do mnie.
-Jeszcze raz dziękuję. Bardzo nam pomogłaś.
-Naprawdę, nie ma sprawy. To nic takiego.
Znowu rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegar na ścianie.
-Kto to? - spytałam sama do siebie. Otworzyłam drzwi. Przede mną stał Mason, Eddie, Christian i Lissa.
-Cześć, Rose! - przywitali się, mocno mnie przytulając.
-Co wy tu robicie? - spytałam zaskoczona.
-Dzwoniliśmy do ciebie, ale nie odbierałaś, więc postanowiliśmy wbić bez zaproszenia - wytłumaczył Christian.
-Miło - mruknęłam. - Wchodźcie.
Weszliśmy do mojego pokoju. Przez kolejne półtorej godziny śmialiśmy się, plotkowaliśmy i wygłupialiśmy. Po tym czasie, przyjaciele musieli wracać do domu.
-Dzięki za odwiedziny - powiedziałam, odprowadzając ich do drzwi.
-Zawsze do usług, Rosiu - zaśmiał się Mason.
-Odwal się - powiedziałam, uśmiechając się słodko.
-Okej - chłopak wzruszył ramionami. Wybuchnęliśmy śmiechem.
Kiedy wyszli, wróciłam do pokoju i... przeraziłam się. W pomieszczeniu panował kompletny chaos.
-Przecież ja to będę sprzątać całą noc! - jęknęłam do siebie.
Przez chwilę wpatrywałam się w ten bałagan ze zrezygnowaniem. Potem do głowy wpadł mi pewien pomysł.
Zeszłam na parter i zaczęłam szukać Dymitra. Odnalazłam go w jadalni, gdzie kończył nakrywać do stołu.
-Hej, hmm - zaczęłam, opierając się o framugę drzwi - ja wiem, że ostatnio bardzo ci dokuczałam i w ogóle, ale nie chciałbyś mi pomóc w czymś? - spytałam najsłodziej jak się dało.
Dymitr uniósł jedną brew.
-W czym?
Uśmiechnęłam się z nadzieją.
-W posprzątaniu mojego pokoju? Normalnie bym o to nie prosiła, ale zrobili mi taki bałagan, że w życiu tego nie posprzątam - wytłumaczyłam.
Dymitr uśmiechnął się lekko, chociaż starał się to ukryć.
-Jasne.
Weszliśmy na górę i do mojego pokoju. Ten widok był okropny. Ja nawet nie wiem, kiedy tak nabrudzili...
-Tylko proszę, nie grzeb mi po szafach ani szufladach - zastrzegłam.
-Yhym - Dymitr skinął głową i wzięliśmy się za sprzątanie.
Razem posprzątaliśmy wszystko w mgnieniu oka. No dobra, zajęło nam to około godziny, ale sama sprzątałabym to kilka razy dłużej.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
-Nie ma za co.
Zeszliśmy na parter w złym momencie. Przynajmniej dla mnie. Do domu weszła matka.
-Rose, chyba musimy pogadać - powiedziała, krzyżując ramiona na piersi.
-To może po kolacji? - spytałam z niewinnym uśmiechem, chociaż wiedziałam, że to nic nie da.
-Może być, ale to cię i tak nie ominie. Ojciec mi o wszystkim powiedział.
Westchnęłam. Trochę sobie nagrabiłam...
Krótko po matce, do domu wrócił Abe. Dymitr gdzieś się zaszył. Zostałam sam na sam z wkurzonymi rodzicami.
Usiedliśmy do stołu. Nałożyłam sobie na talerz trochę spaghetti. Za wszelką cenę unikałam wzroku rodziców. Nie wiem czy dożyję następnego dnia. Może lepiej pójdę napisać testament?
Jadłam kolację jak najdłużej. Za wszelką cenę starałam się opóźnić naszą rozmowę.
Jednak po chwili przyszedł czas, kiedy wszystko było zjedzone i Dymitr zebrał naczynia. Rozglądałam się dookoła, albo bawiłam się palcami, byleby nie patrzeć na rodziców.
-Rose, co ci dzisiaj odbiło? - spytała matka ze złością.
-Nic, już tłumaczyłam - odpowiedziałam najspokojniej, jak umiałam.
-Przez ciebie niemal musieliśmy szukać nowego pracownika!
-Ale nie musicie. Przecież wszystko wytłumaczyłam - jęknęłam.
-Ja nie wiem, po kim ty taka jesteś - mruknęła matka, kręcąc głową.
Przewróciłam oczami. Czy "przepraszam" już nie wystarcza? Jak byłam młodsza, to jedno słowo załatwiało całą sprawę.
-Za karę, przez najbliższy tydzień nie wychodzisz nigdzie ze znajomymi. Idziesz do szkoły, wracasz i resztę dnia spędzasz w domu. Rozumiemy się? - spytała matka.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Słucham? Przecież... Muszę spotykać się z rówieśnikami! - krzyknęłam.
-Nie, nie musisz. Kiedy ja byłam w twoim wieku, nie potrzebowałam żadnych spotkań. Więc ty też przeżyjesz.
-Tak było kiedyś! Teraz każdy gdzieś wychodzi po szkole!
-Nie jesteś każdy! Marsz do pokoju! - matka zerwała się z krzesła.
Również wstałam i niemal biegiem ruszyłam do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
Usiadłam na łóżku z naburmuszoną miną. Abe tylko zwrócił mi uwagę, a ona nie. Zawsze musi pokazać, że to ona tu rządzi. Mam jej czasami dość.
Po jakimś czasie wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Za oknem było już ciemno, ale dojrzałam jeszcze znikającą postać Dymitra. Ten to ma dobrze. Nikt mu nie mówi, jak ma żyć. Sam podejmuje decyzje i nie pyta się innych o zdanie. Chcę już być dorosła i mieć własny dom!
***
-Hej, wpadniesz dzisiaj do mnie? - zagadnęła Lissa. - Pouczymy się razem do jutrzejszego sprawdzianu z matematyki.
Uśmiechnęłam się przepraszająco, odkładając książkę na półkę.
-Przepraszam, ale nie dam rady. Nie mogę przez tydzień wychodzić z domu - powiedziałam cicho, żeby nikt nie usłyszał.
-Czemu?
-Trochę... Dałam się ostatnio we znaki. Bardzo chciałabym przyjść, ale naprawdę nie dam rady. Wybacz.
-Nie, no, nic się nie stało - powiedziała szybko Lissa.
Wyszłyśmy z biblioteki i ruszyłyśmy do szatni.
-Czyli do jutra? - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-Tak - potwierdziłam, biorąc kurtkę.
Wyszłyśmy ze szkoły prosto na deszcz.
-Nienawidzę jesieni - mruknęłam.
-Ja też nie - zawtórowała mi Lissa. - Może cię odprowadzę? Będziemy mogły trochę dłużej pogadać.
-Jasne, skoro chcesz - wzruszyłam ramionami.
Przeszłyśmy przez ulicę i poszłyśmy w stronę mojego domu. Poprawiłam szalik i plecak, rozglądając się dookoła.
-Jeszcze raz, z czego jest jutro sprawdzian? - spytałam.
-Z matematyki - powtórzyła Lissa.
Jęknęłam.
-Dlaczego ja nigdy nie mogę się uczyć na bieżąco? - spytałam z westchnieniem.
-Bo jesteś leniwa - odpowiedziała.
-Dzięki - dałam jej kuksańca w bok, po czym obie zachichotałyśmy.
Doszłyśmy do mojego domu.
-To ja idę do swojego więzienia - mruknęłam.
-Oj, nie przesadzaj. Przynajmniej masz tam ciepło, masz co jeść, masz kochane łóżko i wszystko o czym tylko marzysz! - wyliczyła na palcach.
-Taa... To do jutra.
-Do jutra. Trzymaj się - Lissa mnie przytuliła. - I nie zapomnij się uczyć.
-Jasne.
Lissa odeszła w swoją stronę, a ja weszłam na teren willi. Za chwilę mam randkę z matmą.
Randka z matmą? Fajnie (życzę powodzenia).
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i czekam na nn i życzę weny.
xD
UsuńHahaha, a myślałam, że poprosi go by tam posprzątał, nie spodziewałam się prośby o pomoc xD
OdpowiedzUsuńSzlaaaban! ❤️ Nie powiem, że się nie cieszę, bo to oznacza więcej czasu spędzonego w pobliżu Dymitra ❤️❤️❤️
Cudownie ❤️ i rozdział cudowny ❤️ :P
Weny i czekam na nn :D
Końcówka była fenomenalna randka z matmą. Raczej każdy podziękuje w tym ja też. Zoja jest cudowna. Rose nie ładnie tak oszukiwać. Zrobiło mi się tak trochę smutno gdy powiedziała, że rzadko je słodycze. Dymitr patrz jaki zaszczyt na Ciebie spadł mogłeś wejść do jej pokoju. Brawo!!!
OdpowiedzUsuńPs. Ten rozdział z dedykacją dla Karingi sama wie o co chodzi.
G&G
Ja na prawdę chcę ten komentarz. Powiem tyle - zaczynają coś do siebie czuć. I o to łazi! Dobrze! Uratowana jesteś, widzisz? Czytam dalej 😘😘😁
OdpowiedzUsuń