Dymitr:
Szczęśliwy wyszedłem z willi pana Mazura i szybkim krokiem ruszyłem na przystanek autobusowy. Tak bardzo się cieszę, że dostałem tę pracę. Od kilku dni szukam i szukam, i w końcu się udało.
Po chwili stanąłem na przystanku i spojrzałem na rozkład jazdy. Autobus do Laurel miał przyjechać za trzy minuty. Akurat zdążyłem. Jeszcze chwila w willi pana Mazura i musiałbym tu stać dobre pół godziny.
Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała. Mimo że jest wczesna jesień, słońca prawie nie widać. Większość dnia pada i jest zimno.
Włożyłem ręce do kieszeni dżinsów i zacząłem się rozglądać. Było tu zupełnie inaczej niż w Rosji. Wszyscy się gdzieś spieszyli, rozmawiali przez telefony, wsiadali do taksówek, wykłócali się w sklepach. Większość mężczyzn chodziła w garniturach, trzymając w rękach czarne teczki. Wyglądali na typowych biznesmenów. Tacy sobie pożyją.
Na przystanek podjechał autobus. Wszedłem do środka, kupiłem bilet i zająłem miejsce z tyłu pojazdu. Czekała mnie dwudziestominutowa podróż. Oparłem głowę o szybę i przymknąłem oczy.
Moja najmłodsza siostra - Wiktoria - poszła dzisiaj pierwszy raz do nowej szkoły. Mam nadzieję, że szybko się tu zaaklimatyzuje i znajdzie przyjaciół. Wczoraj była zdenerwowana. Strasznie się bała. Oczywiście pocieszałem ją, że będzie dobrze, ale to nic nie dało. Kiedy tylko wróci do domu, będę musiał się jej spytać jak było.
Ciekawe co postanowiła Karolina. Jest moją starszą siostrą i ma dwójkę dzieci. Kiedy przeprowadziliśmy się do Ameryki, zastanawiała się, czy poszukać pracy. Nie chciała, żeby nasza mama musiała opiekować się jej dziećmi, ale jednocześnie chciała pomóc i zacząć zarabiać.
W Laurel wysiadłem z autobusu i ruszyłem do domu. Mieszkamy na samych obrzeżach miasta, więc kawał drogi muszę pokonać piechotą.
Zaczął padać deszcz. Przyspieszyłem trochę i po kilku minutach wchodziłem już do domu.
Zdjąłem mokrą marynarkę i wszedłem do kuchni. Jak zwykle zastałem tam swoją mamę.
-O, Dymitr, już jesteś - uśmiechnęła się ciepło. - Ale jesteś cały mokry. Idź się szybko przebierz i wracaj tu. Zaraz podam obiad.
-Dobrze - również się uśmiechnąłem i skierowałem się do swojego pokoju.
Nasz dom był skromny. Mieliśmy tu cztery sypialnie, kuchnię, łazienkę, mały salonik i jeszcze mniejszy przedpokój. Karolina, Sonia i Wiktoria dzielą ze sobą jeden pokój. Chciałem im odstąpić jeszcze moją sypialnię (sam spałbym na kanapie w salonie), ale żadna nie chciała się zgodzić.
Szybko się przebrałem i wróciłem do kuchni. Usiadłem przy stole w momencie, kiedy mama podawała obiad. Sonia weszła do pomieszczenia i usiadła obok mnie.
-I co tam? Byłeś na tej rozmowie? - zapytała.
-Tak, byłem - odpowiedziałem z uśmiechem. - Mam tę robotę.
-To wspaniale! - wykrzyknęła mama, podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk.
-A gdzie jest Karolina? - spytałem.
-Stwierdziła, że też poszuka pracy - odpowiedziała Sonia.
-To w takim razie gdzie jest Zoja i Pawka?
-W swoim pokoju. Zjedli wcześniej obiad - wytłumaczyła.
Pokiwałem głową i wziąłem się za swój obiad.
***
-A teraz chodźmy na pierwsze piętro - powiedział pan Mazur.
Kiedy tylko przyszedłem do willi, bogacz zaczął mnie oprowadzać po budynku. Tłumaczył mi co i jak, mówił czego mam nie dotykać i tak dalej. Słuchałem uważnie, podziwiając wszystkie pomieszczenia. Cała willa musiała kosztować fortunę!
-A tutaj - pan Mazur pokazał na któreś już z kolei drzwi na piętrze - jest sypialnia mojej córki Rose. Tu pan nie sprząta. Taką Rose ustanowiła zasadę.
Po kilku minutach znałem już rozkład wszystkich pokoi, salonów, łazienek i wielu innych pomieszczeń. Pan Mazur wrócił ze mną do kuchni i podszedł do blatu. Chwycił małą, drewnianą, ozdabianą szkatułkę i mi ją podał.
-Tu jest pięćset dolarów na wszystkie potrzebne zakupy. Faktury bierze pan na moje nazwisko i wkłada do szkatułki. Resztą ja się zajmuję - wytłumaczył.
Pokiwałem głową. Pięćset dolarów? Ciekawe, czy pan Mazur ma do mnie takie zaufanie, powierzając mi te pieniądze, czy raczej ta suma nie robi dla niego żadnej różnicy.
-Świetnie. - Mężczyzna spojrzał na swój zegarek. - Rose powinna niedługo wstać. Niech pan zacznie od zrobienia dla niej śniadania. Tylko uprzedzam, ona nienawidzi kawy. No kak można nie lubić kawy?
Mazur wyszedł z kuchni, wrzucając w górę ręce. Odłożyłem szkatułkę i zajrzałem do lodówki. Była wypełniona po brzegi. Wyjąłem kilka potrzebnych składników, następnie sięgnąłem po talerze i sztućce i zabrałem się do roboty. Stwierdziłem, że jajecznica będzie odpowiednia.
Nakładałem właśnie posiłek na talerz, kiedy usłyszałem tupot stóp. Odwróciłem się odrobinę i zauważyłem wchodzącą do środka nastolatkę. Była ubrana w błękitną piżamę. Przygładziła ręką swoje ciemnobrązowe włosy i podeszła do blatu. Miała zbolałą minę.
-Po co ja tyle wczoraj piłam? - jęknęła bardziej do siebie. - Ale i tak taki przyjaciel jak Mason to błogosławieństwo...
- Dzień dobry, panienko Mazur- przywitałem się uprzejmie.
Jednak ta machnęła ręką zanim skończyłem zdanie, jakby moje słowa były natrętną muchą.
- Po prostu Rose.- powiedziała, otwierając górną szafkę.
Wyjęła szklankę i sięgnęła po butelkę z wodą. Wypełniła naczynie przezroczystą cieczą po sam brzeg, podniosła szklankę do ust i wypiła całą zawartość na raz.
W tym momencie do środka wszedł pan Mazur. Uśmiechał się od ucha do ucha. Podszedł do dziewczyny i objął ją ramieniem, lekko nią potrząsając.
-I jak tam wczorajsza impreza? - zaśmiał się.
Nastolatka uniosła ręce do głowy.
-Ciszej, staruszku - poprosiła szeptem.
Pan Mazur tylko głośniej się zaśmiał.
-Czyli, że było dobrze? - spytał.
Nastolatka pokiwała tylko lekko głową.
-Nigdy więcej się tak nie upiję - powiedziała po chwili.
-Już to kiedyś od ciebie słyszałem.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. Mężczyzna tylko bardziej się uśmiechnął i odwrócił ją w moją stronę.
-To jest właśnie moja córka Rose - przedstawił dziewczynę.
Rose podniosła na mnie wzrok. Chyba dopiero teraz do niej dotarło, że jestem kimś nowym.
-O... Hmm, tak, dzień dobry - powiedziała, uśmiechając się słabo.
Skinąłem głową z uśmiechem. Rose odwróciła się do ojca.
-Kim on tak w ogóle jest? - spytała cicho, ale i tak usłyszałem.
-Nową pomocą domową - uśmiechnął się pan Mazur. - A teraz idź do stołu, bo zrobił ci śniadanie.
Rose posłusznie usiadła przy stole, opierając łokcie na blacie, a głowę na dłoniach. Podsunąłem jej śniadanie i jeszcze jedną szklankę z wodą i tabletką na ból głowy, mówiąc "smacznego". Ta podziękowała i wypiła wodę. Wyszedłem z kuchni i wziąłem się za inne obowiązki.
Marzena: Hahahahhah
OdpowiedzUsuńJa: Z czego się śmiejesz?
M: Czytam rozdział u Klaudii i Marty
J: Aha
J: *myśli o blogu Klaudii i wattpadzie Marty"
J: A co się dzieje?
M: Abe przedstawia Rose Dymitra jako nową pomoc domową.
J: A to już jest?!??!?!?!!? Czemu nie mówisz?!?!?!?!?
Ale na poważnie - panienka Mazur - podoba mi się :D
OdpowiedzUsuńMorze opublikujecie ( nie wiem jak się to pisze) na wattpadzie ( nie wiem jak się to odmienia ) popszedni usunełam bo nie wiedziałam że trzeba wcisnąć ,powiadom mnie,
OdpowiedzUsuńHahahah ❤️
OdpowiedzUsuńAle więcej ich proszę!
Ciekawe, co sobie Dymitr pomyślał o Rose ❤️
Weny!
PS: widzę, że się spodobał nagłówek mojego bloga :)
G
OdpowiedzUsuńKiedyyy następnyyy? USYCHAM! xD Mam ciągle 3 karty otworzone. Statystyki mojego bloga, blog Karingi i ten. Co kilka minut każde odświeżam, bo myślę: " A może coś dodały? Sprawdzimy!" Ale ciągle mnie czeka zawód. ;((
OdpowiedzUsuńUuuuu. Rose na kacu, dobre pierwsze wrażenie. HAHAHAHAHHAHAHHAHHAHA. Super rozdział i czekam na nn i życzę weny.
OdpowiedzUsuńDobra jestem znalazłam i wielki szok. Pomysł GENIALNY. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów. Najlepsze było panienka Mazur i Rose na kacu oraz kategoryczny zakaz sprzątania jej pokoju. Ciekawe ci tam ukrywa albo ma taki bałagan XD. Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńCo ile będą tutaj rozdziały ??
G&G