środa, 6 grudnia 2017

Rozdział 14

Może trochę późno, ale   postanowiłyśmy, że pobawimy się w Mikołajki. A oto świeżo upieczony prezent dla was. Co jeszcze dostaliście? Pochwalcie się swoimi prezentami. A może ktoś dostał od was prezent? Czekamy na komentarze i miłego czytania kochani 💖💖💖💖
 ______________________________________________________________________________
- To gdzie jedziemy?- spytałam Dymitra, chcąc zacząć jakąś rozmowę.
Zdjęłam kurtkę i chustę, po czym rzuciłam je na tylne siedzenie. On sam miał swoją rozpiętą do końca mostka.
- Na razie przed siebie. A masz jakieś konkretne życzenia?- spojrzał na mnie ciekawy.
- Nie wiem... - zamyśliłam się.
- Zrobimy tak. Pojedziemy do najbliższego miasta i pokażesz mi uroki okolicy.
- Zgoda- spodobała mi się ta propozycja.- Powiedz mi coś jeszcze o sobie. Na przykład w jakim wieku nauczyłeś się gotować, albo coś o swoich siostrach?
- Jesteś bardzo ciekawska- zauważył z uśmiechem.
- Wiesz, chyba zaczynam traktować cię jak przyjaciela i chciałabym trochę o tobie wiedzieć -wyznałam, odwracając wzrok.- Chyba, że nie chcesz.
- Nie, nie przeszkadza mi to - uśmiechnął się przyjaźnie.- W sumie ja też cię tak chyba traktuję. To hem... Gotować zacząłem mając 10 lat. Już wtedy z Karoliną, moją najstarszą siostrą, pomagaliśmy mamie w kuchni.
- Naprawdę?
- Tak. Od zawsze mnie to intrygowało, jak z kilku składników robiła tak pyszne potrawy- mówił z wielkim zaangażowaniem, co wywołało mój uśmiech. Było widać, że kocha ten temat.
- No i sam się nauczyłeś.
- To prawda, choć mojej mamie i tak wychodzi lepiej.
- Lepiej niż tobie?! - nie wierzyłam, ale na potwierdzenie Bielikow kiwnął głową.- O ja cie! Chciałabym spróbować jej kuchni.
- Nie wiem, czy wtedy nie zostałby zwolniony na jej rzecz - zaśmiał się.
- Nie sądzę. Ewentualnie mogłaby tylko gotować, a ty byś dalej sprzątał. A co mi powiesz o siostrach?
- Jak wiesz mam ich trzy. Najstarsza Karolina ma już dwójkę dzieci. Zoję zdążyłaś poznać- spojrzał na mnie, nie przestając się uśmiechać.
- Tak. Urocza - wspomniałam wizytę młodej Bielikówny.- A co z jej ojcem? Bo mówiłeś, że mieszkasz z samymi kobietami.
- Ojciec jej, jest też ojcem starszego syna Karoliny, Pawki. Uwiódł ją dwa razy i dwa razy porzucił z brzuchem - zacisnął dłonie na kierownicy.
- Oł. Przepraszam, nie powinnam pytać.
- Nic nie szkodzi. Po prostu nienawidzę takiego zachowania mężczyzn - trochę się rozluźnił.
- Dlatego tak bardzo chciałeś żebym rozstała się z Jessem?- zrozumiałam.
- Żadna kobieta nie zasługuje na takie traktowanie. I nie chciałem, żebyś skończyła jak Karolina. To nic przyjemnego.
- Wyobrażam sobie...
- Mówiłem jej, żeby do niego nie wracała, ale ona nie słuchała, mówiąc, że się zmienił. A niestety i tak wyszło na moje.
- Przykro mi. Ale przynajmniej macie takie słoneczko jak Zoję - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- To prawda, kochamy ją, ale ile Karolina przepłakała nocy, to ona tylko wie.
- A co z kolejnymi siostrami? - zmieniłam temat
- Wiki już poznałaś, przelotem. Jest od ciebie o rok młodsza. Za to trzecia, Sonia jest między mną, a Wiki. Ona jest w pierwszej ciąży. Zanim zapytasz, ma chłopaka, a nawet narzeczonego, ale nie mógł wyjechać. Ale obiecał jej, że jak zarobi, to przyjedzie i kupi jej dom i zrobią skromne wesele.
- Ciekawe.
- On chciał, żeby została z nim, ale Sonia nie chciała nas zostawiać bez dodatkowego źródła pieniędzy.
- To trochę smutne. Musi za nim tęsknić.
Zaczęłam się zastanawiać nad sobą. Czy ja kiedykolwiek tęskniłam za chłopakiem? Czy kiedykolwiek miałam prawdziwego chłopaka, który by mnie kochał? Czy ja w ogóle wiem, co to miłość? Większość moich kontaktów z płcią męską to był taniec na imprezie i całowanie w kącie. Dotychczas mi to nie przeszkadzało, ale nagle poczułam smutek. Co ja ze sobą zrobiłam? Lissa ma już chłopaka od roku, a ja tylko szlajam się po imprezach. Niby moje życie jest super, rozrywkowe, towarzyskie, a jednak teraz widzę, jak bardzo puste i nie ważne. Bo co mi dawało? Poranki z bólem głowy i zaniki pamięci. Co mi daje popularność, jak i tak kiedyś będę miała tylko małą grupę prawdziwych przyjaciół? Czy to na prawdę jest tego warte? Jestem w ostatniej klasie, chyba powinnam się w końcu ogarnąć w życiu.
- Ziemia do Rose - usłyszałam śmiech z boku i machającą mi przed nosem rękę.
- C-co? - ocknęłam się.
- Zawiesiłaś się - zauważył.
- Wybacz - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Zamyśliłam się.
- A o czym, jeśli można wiedzieć?
- A nic takiego, robiłam bilans swojego dotychczasowego życia.
- Nie za młoda jesteś? Przed tobą jeszcze całe życie - zaśmiał się.
- No właśnie nie. Dzięki naszym rozmową zauważyłam, że nie mam nic oprócz najbliższych przyjaciół i rodziny. Moje życie to ciągłe imprezy. Nawet nigdy nie byłam zakochana. Co to za życie?
- Nie jest złe, nie masz czego żałować. Też nie można popadać ze skrajności w skrajność. Jesteś młoda, baw się, korzystaj z życia póki możesz. Karolina wiele by oddała, żeby jak kiedyś móc iść na imprezę, dobrze się bawić i nic nie pamiętać.
Nagle wpadłam na pomysł.
- Zawieź mnie do waszego domu - zarządziłam.
- Co?!- spojrzał na mnie zdziwiony i trochę wystraszony.
- No to - uśmiechnęła się i skierowałam mu głowę na drogę. Ale i tak ukradkowo patrzył na mnie.- Chętnie poznam twoją rodzinę i gdzieś wyciągniemy dziewczyny. Chyba, że twoja mama nie zechce się zająć dziećmi.
- Raczej będzie chciała, ale nie wiem, czy one będą chciały iść - wciąż nie był przekonany.
- No nie daj się prosić. Sam mówiłeś, że chciałyby iść się zabawić.
- Ehh... no dobrze - skręcił na odpowiednią drogę.- Tylko nie wystrasz się, gdy będziemy na miejscu. Nie mieszkamy w najlepszych warunkach.
- Spokojnie, na pewno nie jest tak źle.
***
Jednak się myliłam. Mieszkali w najgorszej okolicy miasta. Wszędzie obskurne, brudne, obdrapane z farby kamienice. Na każdej ulicy siedział jakiś zarośnięty facet, albo mama z niemowlakiem z kubkiem przed sobą na pieniądze, a w każdej branie stali i palili jacyś podejrzani, zakapturzeni goście. Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem i niedowierzaniem. Mając wszystko, nie zastanawiam się o tych, co nie mają nic. Zatrzymaliśmy się przed jedną z kamienic.
- Poczekaj tutaj- poprosił, odpinając pas.
- Nie ma mowy! - zanim zdarzył zareagować, wyszłam i założyłam kurtkę. - Idę tam z Tobą i mnie nie powstrzymasz.
- Na prawdę nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
-Bzdura - odparłam i zapięłam zamek kurtki pod samą szyję. 
Dymitr cicho westchnął.
-No dobra - poddał się. 
Ruszyliśmy w stronę jednej z kamienic, a ja zaczęłam się w duchu modlić, żeby nikt nie zarysował auta ojca, bo inaczej będę miała karę do końca życia. 
W paru mieszkaniach paliło się światło. Latarnie przed drzwiami irytująco migały. Widok jak z filmu. Nawet nie wiedziałam, że w mieście znajduje się takie miejsce jak to. Może jest takich więcej? 
Trzymałam się blisko Dymitra, bo nie podobali mi się mijani faceci. Nie dość, że byli brudni, to śmierdziało od nich alkoholem i moczem. Jak można doprowadzić się do takiego stanu? 
Dymitr otworzył drzwi kamienicy i puścił mnie przodem. Jak w typowej kamienicy, na wejściu znajdowały się skrzynki na listy. Większość była poniszczona, zardzewiała. Poczułam nieprzyjemny zapach, ale nie mogłam stwierdzić, co to takiego. Było tu strasznie zimno. Na ścianie znajdowały się dwa, dość wulgarne graffiti. 
-Dobra, to które piętro? - spytałam, odwracając się do Rosjanina.
-Trzecie - odparł, chowając ręce do kieszeń kurtki.
-Okejka - odwróciłam się  i zaczęłam wchodzić po schodach.
Im wyżej byliśmy, tym więcej graffiti znajdowało się na ścianach. Na pierwszej klatce schodowej, w rogu, leżała mała sterta butelek po tanim piwie. Coraz bardziej śmierdziało. Miałam ochotę otworzyć jedno z tych małych okien i trochę tu wywietrzyć. Odór był nie do zniesienia. Przynajmniej dla mnie. 
Na drugim piętrze już wiedziałam co tak śmierdzi. Mocz. Zapewne ci pijacy, którzy wracali do domów późną nocą, załatwiali swoje potrzeby już na klatce schodowej. Obrzydliwe. To smutne, że Dymitr i jego rodzina muszą żyć w takim miejscu. Z chęcią kupiłabym im lepszy dom, ale jestem jeszcze niepełnoletnia, a ojciec nie za bardzo lubi kupować drogie rzeczy obcym osobom. Nie przekonałabym go. 
Starałam się nie spoglądać na odrzucające graffiti. Rysunki i zboczone teksty jakoś nie wydawały mi się czymś fajnym, jak uważała większość część chłopaków. Mam nadzieję, że Zoja nie umie jeszcze dobrze czytać i nie wie, co oznaczają te rysunki. 
W końcu stanęliśmy przed drzwiami do mieszkania Dymitra i jego rodziny. Numer 6 na drzwiach ledwo się trzymał. Bałam się, że kiedy Dymitr otworzy drzwi, to całkiem odpadnie. 
Rosjanin wyjął z kieszeni klucze i otworzył drzwi. Pokazałam mu, żeby wszedł pierwszy, ja poszłam krok za nim. Zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam pod ścianą. Malutki przedpokój prezentował się bardzo ładnie. Było skromnie, ale przytulnie. Stała tu mała szafka na buty, kosz na parasolki oraz wieszak na kurtki. Na podłodze leżała wycieraczka. Było tu troje drzwi, z czego jedne były otwarte. Widziałam kawałek  salonu. O ile się nie mylę, na ziemi siedziała Wiktoria. Trzymała w ręce długopis, a na kolanach miała otwartą książkę i zeszyt.
-Dimka, to ty?
Usłyszałam kobiecy głos. To musiała być mama Dymitra.
-Tak - odpowiedział Rosjanin. - Mamo, chcesz się zaopiekować Zoją i Pawką?
-Czemu? - usłyszałam zdziwienie w jej głosie.
Wiktoria nadal nie odwracała wzroku od książki, marszcząc brwi.
-Chcielibyśmy zabrać gdzieś dziewczyny - wyjaśnił Dymitr, zerkając na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie. Dlaczego moje serce szybciej zabiło?
-My? - usłyszałam, jak ktoś idzie w stronę przedpokoju.
Wiktoria spojrzała na nas i zrobiła wielkie oczy. Nagle w drzwiach pojawiła się starsza, trochę niższa ode mnie kobieta. Na jej twarzy było już kilka zmarszczek, a na jej głowie pojawiały się pierwsze siwe włosy. Uśmiechnęłam się trochę szerzej. Za plecami kobiety pojawiły się dwie inne dziewczyny. To musiały być Karolina i Sonia. Były niezwykle podobne do swojej mamy. Przysięgam, że oczy i kolor włosów był identyczny jak u Dymitra. Nawet nieznajomy powiedziałby od razu, że są rodzeństwem. 
-To jest Rose, Rose to jest moja mama oraz Karolina i Sonia - przedstawił nas sobie.
-Dobry wieczór - przywitałam się, pamiętając, że o tej godzinie mówi się już "dobry wieczór", a nie "dzień dobry".
-Witaj - przywitała mnie mama Dymitra, uśmiechając się szerzej, przez co na jej twarzy pojawiło się jeszcze więcej zmarszczek.
Następnie zwróciła się do Dymitra.
-Powiesz coś więcej o waszych planach?
Rosjanin uśmiechnął się szerzej.
-Rose wpadła na pomysł, żeby zabrać dziewczyny na jakąś imprezę - wytłumaczył.
Zobaczyłam, jak Karolina i Sonia wymieniają lekko przerażone spojrzenia. Wystraszyłam je?
-No nie wiem. Jutro muszę wstać do pracy, więc odpadam. sorki - powiedziała starsza siostra Dymitra, unosząc ręce.
-A ja... ja się źle czuję - powiedziała Sonia, tak mi się mocno wydaje.
-A ja z chęcią pójdę - zza dziewczyn wyszła uśmiechnięta Wiktoria.
Dymitr skrzyżował ramiona na piersi. 
-Wiem, że kłamiecie. No już, ubierać się.
-Ale Dimka...- Karolina podeszła i szepnęła mu na ucho, jednak wszystko słyszałam- My przecież nie mamy żadnych sukienek...
- O to nie musicie się martwić. Wstąpimy po drodze do sklepu- zapewniłam. - No nie dajcie się prosić.
- Ale...
- No już. Później będziesz marudzić, że cię nie wzięliśmy - przerwał starszej siostrze Rosjanin. Powstrzymałam się przed roześmianiem się.
Po paru minutach takiej wymiany zdań, dziewczyny dały się przekonać i po chwili wychodziliśmy z kamienicy. Na szczęście nikt nie uszkodził auta ojca. Kamień z serca. 
Wyjechaliśmy na główną drogę. Pokierowałam Dymitra do jednego z lepszych centrów handlowych, a później powiedziałam, gdzie idziemy do klubu. Ochroniarz mnie znał i miałam pewność, że wpuści nas poza kolejką. Czas się zabawić!

4 komentarze:

  1. Zabawa? No, nie źle. Chcę to zobaczyć 😁😁😁. Tak źle mieszkają? Współczuję całej rodzince. Ale zdziwione były 😂😂. Czekam na następny i życzę weny 💓💓💓💕😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Wiem ambityny komentarz wstawię coś dłuższego później.
    G&G

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wracam nareszcie z moim rozwinięciem specjalnie dla mojego terrorysty.
      To takie cudowne oni powoli zaczynają się przyjaźnić to cudowne. Wiadomo jednak,że wszyscy pragną czegoś więcej tak jak ja :).
      Chciałabym naprawdę spróbować tej kuchni albo Dymitra albo jego mamy. Wszyscy tak zawsze piszą że to jest poezja. Ja chciałbym ją zasmakować naprawdę.
      Strasznie mi żal rodziny Dimki. W sensie wiedziałam,że będzie źle ale nie taka katastrofa. Normalnie jak w jakiejś prawie bym powiedziała luksusowej faweli. Super pomysł z tą imprezą. Dziewczynom poprawi się humor. Oczywiście mam nadzieję na jakieś sensacje ze względu na Romitri:*
      Czekam na kolejne rozdziały.
      G&G

      Usuń
  3. Oooooooohohohoho! Się dzieje! Rose i Dymitr, impreza, klub, noc... Szkoda, że mają auto i Dymitr sobie nie wypije... chyba, że... prawdę mówiąc nie widzę innego rozwiązania, ale jestem pewna, że jesteście w stanie jakieś genialne wymyślić xD

    Tak jak już Roza wyżej wspomniała, nie sądziłam, że aż tak źle mieszkają :(
    Wierzę jednak, że kiedyś się to jakoś pięknie rozwiąże :P

    A myślałam, że Dymitr ochrzani Wiktorię xD
    Uuu, właśnie dotarło do mnie, że nie będzie tak idealnie, bo Dimka będzie musiał pilnować młodszej siostry... Hehehe 😈


    Zapowiada się bardzo ciekawie, weny i dawajta następny 😁

    OdpowiedzUsuń