niedziela, 7 stycznia 2018

Rozdział 17

Obudził mnie budzik. Był tak strasznie głośno... Moja głowa pękała. Wyłączyłam telefon i zwlekłam się z łóżka. Kiedy się ubrałam i umyłam, zaczęłam pakować plecak. Widok książki i zeszytu z matematyki podziałał na mnie jak kubeł zimnej wody. Złapałam je i zbiegłam szybko na śniadanie. Na szczęście nie musiałam szukać Dymitra. Stał w kuchni i zalewał wrzątkiem moją herbatę i swoją kawę.
- Cześć - rzuciłam i natychmiast usiadłam przy wysepce kuchennej. Moje śniadanie już na mnie czekało.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - spytał Rosjanin, stawiając przede mną herbatę.
Poklepałam miejsce koło siebie. Dymitr wziął swoją kawę i posłusznie usiadł.
- Wiesz co, już jakoś lepiej - odparłam, podsuwając mu pod nos książkę i zeszyt z matmy. Sięgnęłam po leżący niedaleko długopis i również mu go podałam. Uśmiechnęłam się niewinnie. - Potrzebne na wczoraj.
Dymitr zachichotał, po czym spojrzał na zadanie. Przez chwilę w skupieniu je czytał, po czym zdjął z długopisu nakrętkę.
- To nie jest takie trudne jak się wydaje - powiedział.
Przysunęłam się do niego trochę bliżej. Piłam herbatę i jadłam jajecznicę, słuchając jak Dymitr tłumaczy mi zadanie.
- Rozumiesz? - spytał po chwili.
- Chyba tak - odparłam.
- To spróbuj zrobić ten podpunkt.
Przekazał mi długopis i patrzył, jak rozwiązuję przykład. Kiedy skończyłam, spojrzałam wyczekująco na Dymitra. Po chwili kiwnął głową z aprobatą.
- Bardzo dobrze.
Uśmiechnęłam się szeroko i zamknęłam książkę oraz zeszyt.
- Dziękuję - powiedziałam, po czym dopiłam herbatę. - Może w końcu zrozumiem matematykę.
- Matematyka wcale nie jest taka trudna.
- Jasne. Może dla ciebie. Dla mnie to czarna magia - powiedziałam całkiem poważnie.
Odstawiłam naczynia i sztućce do zlewu.
- No, a teraz muszę już iść do szkoły - powiedziałam, stając w progu. - Do później - uśmiechnęłam się szeroko, po czym poszłam się ubrać.

- Widzisz, przemyślałam to - szepnęłam cicho do Lissy. Nauczyciel jakby nigdy nic prowadził lekcje, podczas gdy my zastanawialiśmy się, dlaczego jeszcze nie ma dzwonka.
- I bardzo dobrze - odpowiedziała Lissa, po czym westchnęła i spojrzała na swój zegarek. - Trzy minuty spóźnienia - jęknęła.
- A może to dobrze, że jeszcze nie ma dzwonka? - spytałam. - Teraz matma, a wraz z nią kartkówka. Może ktoś dobry odwleka ten moment specjalnie dla nas?
Lissa uśmiechnęła się, powstrzymując śmiech. Mi też chciało się śmiać. Zapisałam w zeszycie kolejną datę oraz związane z nią wydarzenie. Byłam świadoma tego, że za tydzień te daty pojawią się na kartkówce.
Po pięciu minutach spóźnienia rozległ się dzwonek. Spakowałam rzeczy do plecaka i wyszłam z Lissą z klasy.
- A co jeżeli skrócą nam przerwę? - spytała moja przyjaciółka.
- Nie mogą - zaprotestowałam. - To przerwa na lunch.
Weszłyśmy do stołówki. Spojrzałam na to, co jest dzisiaj do jedzenia i złapałam Lissę za ramię.
- Spójrz! Truskawkowa lemoniada!
Podeszłam do kontuaru i wzięłam dwa kubki napoju. Jeden podałam Lissie.
- Dobra, a teraz chodźmy do stolika - zakomunikowałam.
- Nie bierzemy nic do jedzenia? - zdziwiła się.
- Co? Nie, bleee. Dzisiaj wątróbka! Nie tknę tego - zmarszczyłam nos.
- Dobrze, rozumiem - Lissa przewróciła oczami.
Usiadłyśmy do naszego stolika. Wzięłam łyk lemoniady. Co jak co, ale to akurat mają dobre.
- Rose, musimy poważnie porozmawiać - powiedziała nagle Lissa.
Otworzyłam szerzej oczy.
- O czym? - spytałam lekko wystraszona.
- Od jakiegoś czasu nie prosisz mnie o zadania domowe z matematyki. Czy ty zaczęłaś się uczyć? - spytała, dźgając mnie palcem w żebra.
- Aua! - krzyknęłam teatralnie. - Taa... Można powiedzieć, że się uczę - wzruszyłam ramionami i spuściłam głowę, żeby Lissa nie zauważyła, że się zarumieniłam.
Coś mi się przypomniało. Nie jestem do końca pewna, czy to stało się naprawdę, czy tylko mi się przyśniło. Jak przez mgłę pamiętam, że pocałowałam Dymitra. To było niesamowite. Tylko czy to się naprawdę zdarzyło? Nie wiem, ale jestem pewna, że Dymitr dobrze całuje.
- O co chodzi? - spytała znacząco Lissa, uśmiechając się z ciekawością.
Poczułam, że moje policzki jeszcze bardziej zapłonęły. Spojrzałam na nią, uśmiechając się niepewnie. Założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Widzisz... Chyba... Chyba... Powiem ci później, dobra? Na osobności - zaproponowałam.
- No dobrze, ale wiesz, że ci już nie odpuszczę, prawda?
- Tak, tak.
Zauważyłam, że w naszą stronę idzie Jesse. Widziałam po nim, że czegoś chce. I wpadłam na genialny pomysł. Jak z kimś zerwać, to z klasą.
Kiedy Jesse był wystarczająco blisko, wstałam.
- Rose, jest sprawa... - zaczął.
- Najpierw muszę ci coś powiedzieć - powiedziałam nieco głośniej. Chciałam, żeby jak najwięcej osób to widziało i słyszało.
Parę par oczu już spojrzało w naszą stronę.
- Dobra, ale najpierw ja. Widzisz, umówiłem się dzisiaj po szkole na taki mały wypad z kolegami z innej szkoły. Każdy przyjedzie z dziewczyną. Będzie niezła zabawa, załatwili dragi - dodał ciszej - i w ogóle takie rzeczy. Pojedziesz ze mną. Wiesz, nie mogę przyjechać bez dupeczki, nie?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Szybko mnie o tym poinformowałeś - stwierdziłam. - A teraz moja kolej - uśmiechnęłam się uroczo. Zacisnęłam mocniej dłoń na kubku z lemoniadą. Mówiłam głośno i wyraźnie. I przy okazji nieźle się bawiłam. - Niestety nie dam rady z tobą dzisiaj jechać, ponieważ... Zrywam z tobą, skarbie - powiedziałam dobitnie ostatnie słowo, jednocześnie wylewając lemoniadę na jego białą koszulę. - Oj, przepraszam.
Skinęłam na Lissę i odeszłam. Zostawiłam za sobą zszokowanego Jessego. Byłam z siebie dumna. Odprowadziły mnie ciekawskie spojrzenia uczniów. W duchu się śmiałam. Jestem wolna, bez toksycznego chłopaka. Chociaż w sumie...
- Zmarnowałam na niego moją truskawkową lemoniadę - powiedziałam smutno do Lissy i wydęłam wargi.
Lissa zaśmiała się głośno.
- To było genialne. Wystawiłaś go do wiatru. Teraz będzie na siłę szukał jakiejś dziewczyny.
- Chyba nie będzie musiał. Widziałam go raz w sklepie. Otaczał go wianuszek pięknych pań.
Przeszłyśmy przez korytarz i usiadłyśmy na ławce, stojącej naprzeciw sali od matematyki.
- No, jestem z ciebie dumna, Rose. - Lissa objęła mnie ramieniem i mocno przytuliła.
Zachichotałam. Też byłam z siebie dumna.

Wracałyśmy do domu. Lissa co chwilę rzucała mi spojrzenia, aż w końcu nie wytrzymała.
- Więc o co chodzi? - spytała.
Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy usłyszałam, że ktoś za nami biegnie. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy wkurzonego Jessego. Chyba pierwszy raz miał zapiętą kurtkę... W sumie nie chciałabym paradować po ulicy z wielką plamą na koszuli.
-Rose! - wrzasnął. - Stój! Natychmiast!
Zarzuciłam do tyłu włosy.
- Nie jestem twoją własnością, żebyś mi rozkazywał - rzuciłam.
- Co to miało znaczyć?! - ryknął, stając koło mnie. - Oszalałaś?!
Uniosłam dumnie głowę do góry.
- Nie. Widziałam cię w towarzystwie atrakcyjniejszych kobiet. Nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć tego "związku".
- Ach tak? Nie było mowy o żadnej wierności czy czymś takim. Byliśmy ze sobą tylko dla zysku, nie z powodu miłości. Mogliśmy robić co chcieliśmy.
Prychnęłam.
- Nie interesuje mnie taki układ.
- Jeszcze w piątek cię interesował. Beze mnie będziesz nikim. Całkiem się stoczysz. Już nie pamiętasz, że to dzięki mnie ktoś w tej szkole cię zauważył?
Zagryzłam wargę. Przypomniałam sobie słowa Dymitra. Nie warto dla popularności być tak wykorzystywaną, poniżaną.
- Nie potrzebuję tej popularności. Mam przyjaciół i oni mi wystarczą - odparłam. - Nic nie tracę. Zyskuję wolność i niezależność. Nie mogłam spokojnie zaplanować sobie weekendu, bo ty zawsze wyskakiwałeś z jakimiś chorymi imprezami ze swoimi znajomymi. Musiałam się ciebie słuchać. Mam tego dosyć!
Jesse oblizał wargi.
- Taka jesteś? Masz pretensje do mnie, że zadaję się z innymi dziewczynami, ale sama nie jesteś święta.
Pokręciłam głową, mrużąc oczy.
- O co ci chodzi?
- Widziałem cię wczoraj w klubie. Obmacywałaś się z jakimś gościem, a potem z drugim gdzieś wyszłaś i zniknęłaś. Co, posuwał cię gdzieś w krzakach, tak?
Otworzyłam usta w szoku. Jak śmiał?!
- Nie muszę ci się z niczego spowiadać! To moja sprawa, co z kim robię. Poza tym mam swoją godność. Nigdy nie pozwoliłabym się tak poniżyć.
- Doprawdy? - prychnął.
Zacisnęłam usta.
- Nie chcę cię znać. Zostaw mnie w spokoju. Znajdź inną naiwną, niewinną dziewczynę i ją wykorzystuj! To przecież nic nie zmieni! Nie masz sumienia, więc w czym problem? Dlaczego nie chcesz zostawić mnie w spokoju?
- Bo masz dzianych starych?
Uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam dalej.
- Zostaw mnie w spokoju.
Jesse już nas nie gonił. Poszedł w swoją stronę. Twarz miał wykrzywioną gniewem. Pierwszy raz mu się sprzeciwiłam i byłam niezwykle usatysfakcjonowana. To wspaniałe uczucie.
- No, dziewczyno... To było coś - powiedziała Lissa.
Uniosłam kącik ust w uśmiechu.
- A teraz mów - zarządziła.
- No dobraa... No więc... Zakochałam się - wyznałam.
Lissa zapiszczał podekscytowana.
- No to mów! Kim jest? Jak się nazywa? Jak wygląda? A jak z charakterem? Jest raczej romantykiem czy bad boyem? No mów!
Zaśmiałam się.
- To... - wzięłam wdech. Lissa to moja przyjaciółka, przecież mogę jej powiedzieć. Umie dochować tajemnicy.
- Nooo? - dociekała. Widocznie milczałam sekundę za długo.
- Dymitr - powiedziałam cicho.
- Ten Dymitr? Co robi u was za pomoc domową? - dopytywała.
- Dokładnie ten.
- O rany. Powiedziałaś już mu? Całowaliście się? A może doszło już do czegoś więcej?
Pomachałam rękoma.
-Czekaj, stop. Nie, nie powiedziałam mu. I nie całowaliśmy się... Znaczy się śniło mi się, że go pocałowałam, ale nic więcej.
Lissa pokiwała z uśmiechem głową.
- Kiedy mu powiesz?
Uciekłam wzrokiem w bok. Kiedy mu powiem? Przecież jestem rozpieszczonym bachorem z bogatymi rodzicami. Wątpię, żeby Dymitr odwzajemniał moje uczucia. Pewnie uważa mnie za... No właśnie, za kogo? Przecież nie odnosi się do mnie chłodno, pomaga mi, doradza... Ale to nie zmienia tego, że pewnie go nie interesuję.
- Nie wiem - przyznałam.
Doszłyśmy do przejścia dla pieszych, gdzie zawsze się rozstajemy.
- Do jutra.
- Do jutra.
Rozdzieliłyśmy się. Szłam sama chodnikiem. Wyjęłam z kieszeni komórkę i włączyłam swój internet. Zalogowałam się na dziennik elektroniczny w nadziei, że pan z matmy sprawdził już kartkówki. Był jedynym nauczycielem, który każdą wolną chwilę poświęcał na sprawdzanie czegoś.
Sprawdził.
Wbiegłam do domu, rzuciłam plecak na ziemię i wbiegłam do kuchni. Byłam pewna, że tam znajdę Dymitra. Mężczyzna wycierał ręce w ręcznik. Spojrzał w moją stronę. Podbiegłam do niego i rzuciłam się na niego. Przytuliłam go najmocniej jak mogłam.
- Udusisz mnie - usłyszałam jego rozbawiony głos.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - pisnęłam szczęśliwa.
- Za co? - zapytał.
- Dostałam czwórkę z tej kartkówki z matmy! - puściłam go i klasnęłam w dłonie.
- Gratuluję. Ale dlaczego mi dziękujesz? - uśmiechał się słodko.
- No bo to ty mi to wytłumaczyłeś. Bez ciebie znowu bym to oblała. O, i zerwałam z Jessem. Oblałam go truskawkową lemoniadą. Trochę mi jej szkoda, ale trudno...
- Jak tak bardzo ci szkoda, to idź umyj ręce i wracaj.
Zmrużyłam z uśmiechem oczy. Posłusznie wykonałam polecenie. Kiedy wróciłam, usiadłam przy wysepce i próbowałam dostrzec, co Dymitr robi. Jednak skutecznie wszystko zasłaniał.
- Wiesz, dzięki tobie wygarnęłam Jessemu wszystko i teraz chyba jestem wolna. Nareszcie. Mogę robić co mi się tylko podoba i on nie popsuje mi planów - powiedziałam, żeby zacząć jakoś rozmowę.
- Bardzo dobrze zrobiłaś. Mówię ci, nie zasługiwał na ciebie - powiedział cicho. Poczułam, jak oblewa mnie rumieniec.
- Taak... Pomożesz mi dzisiaj też z zadaniem z matmy? - spytałam.
- Pewnie - odpowiedział bez wahania. Odwrócił się do mnie i postawił przede mną kubek. Otworzyłam szerzej oczy.
- Mieliśmy truskawki? - spytałam zaskoczona.
- Jeszcze macie - uśmiechnął się i zaczął sprzątać.
Wzięłam łyk lemoniady.
-Mmmm... Jest jeszcze lepsza niż w szkole - przyznałam.
- Cieszę się, że ci smakuje.
Uśmiechnęłam się szerzej. Jakkolwiek to brzmi, cieszę się, że nasza poprzednia gospodyni już tu nie pracuje.

3 komentarze:

  1. Neeeeeeeeee.
    Jeszcze nic się nie stanęło! Ja chcę akcję, akcję, akcję! A nie, kurczaki, lemoniadę! Spoko, okey, fajnie, Rose kocha się w Dymitrze i takie tam, ale ja chcę już ich razem! Znęcacie się. Po po prostu.. zobaczymy się w sądzie. To podchodzi pod paragrafy! Mam takiego prawnika, że nie znajdziecie kontra argumentów! To będzie Wasz KONIEC *złowieszczy śmiech*. Szykujcie się więc, moje kochane. No, jest jeszcze wyjście, że będą szybko razem... no to Wam odpuszczę. Ale nie liczcie na litość, gdy będziecie tak dalej się znęcać. Ja już Wam pokażę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahaha xD
    Nie wiem jak inaczej podsumować ten rozdział. Roza ⬆już chyba wszystko powiedziała i popieram to, że nie możecie się tak nad nami znęcać. I nad nimi. Cholera. Z jedej strony chcę już czegoś więcej między nimi, a z drugiej podoba mi to, że ta relacja rozwija się tak powoli i zaraz chyba coś mi się stanie, bo nie umiem się zdecydoooować i obie te rzeczy są równie ekscytujące i... Tleenu! Potrzebuję ich! Czy to normalne, że nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać?!

    Ratunku.

    Masy weny i czaaasu na pisaaaanie.


    Czekam. Na następny.

    Nie widząc co zrobić dalej z życiem.


    [*]

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny taki standard odemnie ale postaram się napisać coś bardziej ambitnego
    G&G

    OdpowiedzUsuń