poniedziałek, 9 lipca 2018

Rozdział 27

Siedzieliśmy przy wysepce kuchennej i zajadaliśmy pizzę, którą sami zrobiliśmy.Wybraliśmy dość nietypowe dodatki takie jak żelki, chipsy paprykowe czy pianki. Do tego zaryzykowaliśmy posmarowanie połowy ciasta nutellą. Niczego nie żałuję. Pizza wyszła przepyszna! Oczywiście to ja zjadłam większość części z nutellą. Walczyłam jak lew o każdy kawałek. Dymitr miał ze mnie niezły ubaw.
- Spokojnie, Rose. Możemy zrobić kolejną pizzę kiedy tylko zechcesz - zaśmiał się, kiedy niemal wyrwałam mu kawałek z ręki.
- Ale ja chcę akurat tą pizzę - wyjaśniłam, wgryzając się w ostatnią już część dania.
- A co ja ci poradzę, że prawie całą zjadłaś? - spytał z uśmiechem.
Udałam oburzenie.
- Ja? A ty to niby tylko patrzyłeś?
Dymitr uniósł jedną brew. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Jego wzrok przyciągał, tonęłam w jego oczach, byłam teraz więźniem jego spojrzenia i nic nie mogło mnie już uratować.
- Uważasz, że nie powinienem był jej jeść?
Jego łagodny, aksamitny głos wyrwał mnie z zamyślenia. Otrząsnęłam się.
- Nie, oczywiście, że nie! Nie mam zamiaru cię tu głodzić - zachichotałam. - Po prostu mi smakuje i mam ochotę na więcej - powiedziałam, kończąc jeść.
Wzięliśmy swoje talerze i włożyliśmy je do zmywarki. Oparłam się o blat i spojrzałam na Rosjanina. Przechyliłam lekko głowę. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale Dymitr mnie ubiegł.
- Niedługo masz studniówkę, prawda? - zagadnął.
Skinęłam głową.
- Wiesz już, jak to będzie wyglądać? - spytał. Naprawdę był ciekaw.
Odrzuciłam włosy do tyłu.
- Jutro jadę kupić jakąś sukienkę i buty - wzruszyłam ramionami.
- Ktoś już cię zaprosił?
- Nie - pokręciłam głową. - Wiesz, miałam iść z Jessem, ale w tej sytuacji... Spytam Eddiego. Raczej też nie ma pary, więc pójdziemy jako przyjaciele.
Ostatnio się nad tym zastanawiałam. Kiedy jeszcze chodziłam z Jessem, nie było wątpliwości, że pójdziemy razem. Jednak po zerwaniu zostałam bez pary. Wiedziałam, że Eddie żadnej dziewczyny jeszcze nie zaprosił, a trzyma się z naszą paczką, więc nie będzie miał nic przeciwko pójścia ze mną.
- Najbardziej przeraża mnie to, że będę musiała tańczyć - oświadczyłam.
- Nie lubisz, czy nie umiesz? - zapytał Dymitr.
Westchnęłam.
- I nie lubię, i nie umiem. Czasem na jakichś rodzinnych uroczystościach tańczyłam z tatą. Tylko on jeden znosi to, że depczę mu po stopach - zaśmiałam się.
Jestem marzycielką i często wyobrażałam sobie, że jestem na balu, albo na własnym weselu i tańczę z jakimś mega przystojnym mężczyzną. Suniemy po parkiecie, a wszyscy się nam przyglądają i nam zazdroszczą takiego talentu... Dzisiaj wiem, że to nierealne.
- Na pewno nie jest tak źle jak mówisz - stwierdził Rosjanin.
- Masz racje, jest dużo gorzej - przyznałam z szerokim uśmiechem.
Dymitr wzruszył ramionami.
- Skoro tak twierdzisz. Ale nie musisz się bać, przecież nauczą was poloneza, albo walca... Zależy co wybiorą.
Wydęłam usta niezadowolona.
- Nie lubię tańczyć - jęknęłam. - To moja najsłabsza strona.
Tym razem to Rosjanin przechylił głowę, skanując mnie spojrzeniem. Poczułam, że zaczynam się rumienić. Szlag.
Zwiesiłam głowę, próbując zakryć twarz włosami.
- A ja uważam, że jeżeli trochę poćwiczysz i przyłożysz się, gdy będą was uczyć, będziesz tańczyć lepiej od swoich rówieśników - powiedział powoli. Jego głos był niski, lekko zachrypnięty. Przeszły mnie dreszcze. Jeszcze nikt nigdy nie działał na mnie tak jak on. To było wręcz przerażające.
- Chyba za bardzo we mnie wierzysz - zaśmiałam się.
Dymitr posłał mi jeden z tych swoich uroczych uśmiechów, które tak pokochałam. Przeczesałam włosy palcami.
- To co teraz robimy? - spytałam. 
Przez chwilę Rosjanin przyglądał mi się, a ja poczułam, że robi mi się gorąco. To zdecydowanie nie jest normalna reakcja z mojej strony. Jeszcze na nikogo nie reagowałam tak, jak na niego. Nawet na Jessego zanim ze sobą zaczęliśmy chodzić. I pomyśleć, że wtedy uważałam go za idealnego kandydata na chłopaka...
- Nie wiem jak ty, ale ja powinienem trochę tu posprzątać... - zaczął Dymitr, ale natychmiast mu przerwałam.
- Z chęcią ci pomogę! Powiedz tylko co mam robić - uśmiechnęłam się szeroko.
Dymitr uniósł brew. W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
- Od kiedy jesteś taka chętna do sprzątania? - spytał.
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Hej, już to przerabialiśmy, towarzyszu - rzuciłam, udając powagę.
- Dobrze, dobrze. Możesz mi pomóc, tylko nie wylewaj już więcej wody, zgoda? - spojrzał na mnie znacząco. Zmrużyłam oczy.
- Rozumiem, że nie dasz mi żyć - westchnęłam. - Okej, zero zabawy, kiedy sprzątamy, rozumiem.To co mam robić?

***

Kiedy rodzice wrócili do domu, mieliśmy już wszystko sprzątnięte. Oczywiście nie obyło się bez wygłupów, ale niczego nie rozlałam ani nie pobrudziłam.
Dymitr zrobił szybko obiad, a ja stałam z boku i go dopingowałam. Raz po raz wybuchaliśmy śmiechem. Wtem usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Dobiegł nas śmiech moich rodziców. Naraz przypomniało mi się, że jadę dzisiaj z mamą na zakupy. Miałam w planach kupić najpiękniejszą sukienkę na studniówkę, jaką świat widział.

***

- A ta? - Janine zdjęła z wieszaka długą, czerwoną suknię. Góra była koronkowa, a od talii materiał spływał delikatnie do ziemi. Po prawej było rozcięcie do połowy uda.
Przyjrzałam się kreacji, ale po chwili potrząsnęłam głową. To jeszcze nie było to, czego szukałam.
Mama przewróciła oczami i odwiesiła sukienkę z powrotem. Czułam, że mimo wszystko zaczyna tracić cierpliwość. Od ponad godziny tkwiłyśmy w tym sklepie i szukałyśmy odpowiedniej sukienki.
Już miałam zrezygnować, kiedy ją zobaczyłam. Dosłownie słyszałam, jak mnie woła.
Niemal podbiegłam do wieszaka, zdjęłam sukienkę i pognałam do przymierzalni.
Założyłam suknię na siebie i obejrzałam się w lustrze. Ten, kto ją uszył, chyba nie pochodzi z tego świata. Materiał był błękitny, jednak ledwo było go widać przez tysiące, jeśli nie miliony maleńkich diamencików. Były dosłownie wszędzie. Z daleka wyglądała, jakby była zrobiona tylko z nich, jakby w ogóle nie było tu materiału. Dekolt nie był ani za głęboki, ani za wysoki. Niemal całe plecy były odkryte. Długie rękawy zwieńczone zostały trójkątem z pierścieniem na końcu, w który wsadzało się środkowy palec. Kiedy się obracałam, diamenciki lśniły jak tysiąc gwiazd na nocnym niebie. Zupełnie, jakby ktoś pozdejmował gwiazdeczki i nałożył je na materiał.
Nie mogłam się napatrzyć. Każdemu ruchowi towarzyszył cichutki szmer ocierających się klejnotów. Tak, to była moja sukienka. To jej szukałam.
Wyszłam z przymierzalni, aby pokazać się mamie. Ta, zanim zdołała się odezwać, otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się we mnie z rozdziawioną buzią. Obróciłam się raz, a diamenciki zalśniły odbijając światła lamp.
- Wspaniała, prawda? - Bardziej stwierdziłam, niż spytałam.
- Wspaniała to mało powiedziane. To prawdziwe cudo! - Janine podeszła do mnie i przejechała delikatnie dłonią po klejnocikach.
Uśmiechnęłam się tylko i wróciłam za kotarę, aby się przebrać. Przy okazji sprawdziłam cenę sukienki. Cóż, może i nie należała do najtańszych, ale z majątkiem mojego ojca było mnie stać na setki takich sukienek.
Kupiłam jeszcze śliczną, zgrabną tiarę. Postanowiłam zostać królową balu. Dokupiłam także długie kolczyki z brylancikami, parę ozdobnych szpil do włosów, błękitną kopertówkę i buty na wysokim obcasie, które też wyglądały, jakby całe zrobione były z tysięcy klejnotów. Skorzystałam z okazji i kupiłam jeszcze trochę pasujących do kreacji kosmetyków.
To były chyba najdroższe zakupy w moim życiu, ale jak szaleć to szaleć. Ojciec i tak nie zwróci na to uwagi, skoro co jakiś czas kupuje coraz to nowsze auta. Cena moich zakupów to pikuś z cenami jego pojazdów.

***

Wróciłyśmy do domu w dobrym humorze. Ze zdziwieniem odkryłam, że Abe również ciągle się uśmiecha. Nie wiedziałam, czy udało mu się coś w pracy, czy może kupił kolejny samochód. Jednak nie miałam zamiaru pytać; prędzej czy później i tak się dowiem.
Schowałam swoje nowe nabytki w pokoju, po czym zeszłam na parter. Nigdzie jednak nie mogłam znaleźć Dymitra.
- Puściłem go dzisiaj szybciej do domu - oznajmił nadal z uśmiechem Abe, kiedy po raz dziesiąty przeszłam przez salon. Uniosłam brwi i przystanęłam.
- Och. - Tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić. Trochę się rozczarowałam. Miałam nadzieję, że spędzimy razem resztę dnia... Jednak niczego nie dałam po sobie poznać. Wzruszyłam tylko ramionami i wróciłam do swojego pokoju.

***

W poniedziałek w szkole coś mi nie pasowało. Przez pierwsze parę lekcji nie mogłam ustalić, co to takiego, jednak już w południe uzyskałam odpowiedź. Jesse wpatrywał się ciągle we mnie... z wściekłością? Strachem? A może jednym i drugim? Postanowiłam go zignorować. Chyba nie chciałam wiedzieć, co wymyślił tym razem.
Razem z Lissą udałyśmy się na lunch. Christian rozchorował się w sobotę, przez co miałam teraz przyjaciółkę tylko dla siebie. Masona i Eddiego również nie było, gdyż pojechali na zawody sportowe. Poniekąd cieszyłam się, że spędzę choć trochę czasu sam na sam z Lissą.
Siedziałyśmy przy stoliku i rozmawiałyśmy o najbliższej kartkówce z chemii, zajadając pyszną sałatkę owocową. Rzadko kiedy udawało się przechwycić w stołówce jakieś dobre jedzenie. W pewnym momencie podszedł do nas Jesse.
- Ty - warknął, celując we mnie palcem. Lissa już chciała stanąć w mojej obronie, jednak oparłam łokcie na blacie i brodę na dłoniach, udając zimną obojętność.
- Jesse, nie mam najmniejszej ochoty z tobą dyskutować - odparłam, nie patrząc na niego.
W odpowiedzi usłyszałam cichy warkot.
- Więc stąd macie tyle szmalu, tak? - Jego głos lekko drżał. Użyłam całej siły woli, aby zachować obojętny wyraz twarzy. O czym on mówił?
- Nie wiem, co ty tam sobie wymyśliłeś, ale nie chcę cię słuchać - rzuciłam, machając dłonią na znak, że ma odejść. Jednak chłopak nie ruszył się z miejsca.
- Kto by pomyślał, że taka rodzina zarabia dzięki kontaktom z bandytami. Ale z drugiej strony jak uczciwie można zarobić tyle pieniędzy? A może twój ojczulek jest szefem tego gangu, co?
Wyszczerzyłam niebezpiecznie zęby. Jak on śmiał?!
- Chyba coś ci się przyśniło. Zostaw mojego ojca w spokoju - warknęłam.
Kąciki jego ust powędrowały w górę.
- Czyli mam rację. Twój ojciec jest przestępcą! Nie, szefem grupy przestępczej!
Zerwałam się na równe nogi.
- To porządny, uczciwy człowiek interesu. Weź ty się pizdnij w łeb, pajacu. Nie dam oczerniać mojego ojca!
Po tych słowach złapałam szklankę z wodą i wylałam jej zawartość na Jessego. Nie czekając na reakcję, razem z Lissą opuściłyśmy stołówkę.

***

Weszłam zmarznięta do domu. Temperatura cały czas malała i sypało coraz więcej śniegu. Nos miałam różowy od zimna, policzki zarumienione, a uszy czerwone. Chuchnęłam na dłonie i potarłam je. Zauważyłam, że w gabinecie ojca pali się światło. Postanowiłam go zagadnąć. Nie wiem czemu, ale słowa Jessego nie dawały mi spokoju.
Weszłam do pomieszczenia. Abe siedział przy biurku i pił kawę.
- Co tam, córeczko? - spytał, podnosząc na mnie wzrok. Rozpostarł się wygodnie na krześle i upił łyk gorącego napoju.
- Tato... Załatwiasz jakieś czarne interesy? - spytałam. Dopiero wypowiedziane na głos zabrzmiało głupio. Gdyby nie fakt, że i tak byłam już zarumieniona, spłonęłabym na oczach ojca.
Abe tylko uśmiechnął się niewinnie.
- Oczywiście, że nie, córcia. Jestem porządnym, uczciwym człowiekiem interesu.
Miałam ochotę parsknąć śmiechem, słysząc własne słowa. Poczułam ulgę, że ojciec nie zaczął na mnie wrzeszczeć, że podejrzewam go o coś takiego.
___________________________________________________________________________
TAK! Wracamy! Wiemy, że długo nas nie było, przepraszamy za to, ale teraz jesteśmy. Mamy nadzieję, że wrócicie i będziecie czytać dalsze losy Romitri. Rozdziały będą... jak będą to będą😂😅 W wakacje nie łatwo pisać codziennie. Zobaczymy jak pozwoli nam czas. Pamiętajcie że kochamy was. Miłych wakacji 💖💖💖

5 komentarzy:

  1. Aaaaaaa! CUDO! MIÓD DLA OCZU!
    💋❤
    Czekam na kolejny rozdział



    A. ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłyścieeeeeeeeeeeee! ❤
    Jeeeeeeeeeeej! 😍


    Rose, nie ładnie tak zabierać jedzonko twojemu Towarzyszowi.


    No Dymitr padnie jak ją zobaczy!
    I mam nadzieję na jakąś ich lekcję tańca przed tą studniówką 😏

    Chociaż jak Rose pójdzie z partnerem, który też nie umie tańczyć, to przynajmniej ubaw będzie mieć gwarantowany 😂#zżyciawzięte


    I tak, tak, oczywiście. Abe jest tylko "porządnym, uczciwym człowiekiem interesu". 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weny i nie zostawiajcie nas więcej na tak długo! ❤

      Usuń
  3. Jej!!! Nareszcie wróciłyście!!! <3
    Rozdział cudo. Już sobie wyobrażam studniówkę Rose. Dymitr padnie to pewne.
    Życzę duzo weny i proszę więcej nie znikać.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nareszcie wy wróciłyście i ja też. Chociaż ja was rozumiem obydwie mieliście pełno nauki i mam nadzieję że dobrze wam poszło.

    W sumie jestem ciekawa jak by smakowała ta pizza. Wymyślono już z czekoladą ale jeszcze nie jadłam :(

    Ja coś czuję że będzie Rose mieć dobrego nauczyciela jak i tancerza( czyt. Dymitr). Przynajmniej mam nadzieję. Jak ja sobie przypomnę mojego walca wiedeńskiego i poloneza to było cudowne i straszne <3

    Ten Jessie mnie strasznie denerwuje wypierniczaj z tąd. Jak możesz podejrzewać Abe on jest przecież kochany <3
    Pozdrawiam
    G&G

    OdpowiedzUsuń