poniedziałek, 16 lipca 2018

Rozdział 28

- Równanie różniczkowe, to równanie wyznaczające zależność między... nieznaną funkcją, a jej pochodnymi. Rozwiązanie równania różniczkowego polega na... - chodziłam w tę i z powrotem, wkuwając kolejne definicje, aż nagle zobaczyłam, jak Dymitr wchodzi do biura ojca. Niewidzialna ręka popchnęła mnie w tamtym kierunku. Przycisnęłam ucho do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać.
- ... że się pan pomylił - usłyszałam spokojny, delikatny głos Rosjanina.
- Ależ skąd? Nigdy się nie mylę - odpowiedział mu mój ojciec. Byłam zaskoczona, że nadal utrzymuje mu się dobry humor.
- Na pewno dostałem za wysoką wypłatę.
Po biurze poniósł się cichy śmiech Abe'a.
- To się nazywa podwyżka.
Przez chwilę panowała cisza.
- Ale za co? - głos Dymitra ledwo słyszalnie zadrgał. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Wiem, że pomagałeś i nadal pomagasz mojej córce w nauce. To także praca, która wykracza poza zakres twoich obowiązków - odpowiedział gładko ojciec.
- Ale...
- Rose prosiła mnie o to, abym cię dobrze za to wynagrodził. Reklamacje proszę zanosić do niej - przerwał mu Abe z nutą rozbawienia w głosie.
Po paru sekundach usłyszałam zbliżające się kroki. Szybko odsunęłam się od drzwi i czmychnęłam do kuchni. Usiadłam na wysepce kuchennej i zaczęłam wpatrywać się w paznokcie.
- Równanie różniczkowe, to równanie wyznaczające zależność...
Do pomieszczenia wszedł Dymitr. Spojrzał na mnie i powiedział:
-Nie musiałaś tego robić.
Uśmiechnęłam się uroczo.
- Chciałam się jakoś odwdzięczyć. Gdyby nie ty, nie dałabym rady. Poza tym to też jest praca, która wykracza poza zakres twoich obowiązków - użyłam argumentu ojca.
Rosjanin uniósł jedną brew.
- Podsłuchiwałaś? - spytał, podchodząc bliżej.
Pokręciłam przecząco głową.
- Oczywiście, że nie. Nigdy nie zniżyłabym się do czegoś takiego. Po prostu usłyszałam kawałek waszej rozmowy. - Wzruszyłam ramionami.
Dymitr zaśmiał się krótko.
- A teraz lepiej słuchaj i powiedz, czy mówię dobrze - rozkazałam. - Równanie różniczkowe, to równanie...

***

Ucięłam kolejny kawałek taśmy klejącej i skleiłam ze sobą dwa końce papieru ozdobnego. Przyjrzałam się ładnie opakowanemu prezentowi i uśmiechnęłam się.
- Bardzo dobrze, Rose. Jestem z ciebie dumna - pochwaliłam samą siebie.
Chwyciłam resztę prezentów i wszystkie włożyłam na sam tył szafy. Niby nikt mi nie grzebał w pokoju, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Paczki zakryłam dodatkowo płaszczami i sukniami.
Za trzy dni święta i w domu aż wrzało. Rodzice przemycali coś do swojego pokoju i uśmiechali się do mnie tajemniczo. Wobec siebie też się tak zachowywali. No i ja wobec nich. Każdy coś chował, ukrywał, albo wymyślał szybko marne wymówki. Uwielbiałam ten czas.
Dodatkowo trwała już przerwa świąteczna i przez najbliższy tydzień nie musiałam się martwić żadnymi sprawdzianami czy pracami domowymi.
Ubrałam jeden z moich ulubionych puchowych płaszczy i zbiegłam na parter. Wciągnęłam na nogi wysokie kozaki i przejrzałam się w lustrze. W tym samym momencie Dymitr wszedł do przedpokoju i też założył buty.
- Tato! Jesteśmy gotowi! - krzyknęłam.
- Już idę, już idę! Nie popędza się takich staruszków jak ja - usłyszałam odpowiedź ojca. Zaśmiałam się.
Abe założył buty, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Na podjeździe czekał na nas jeden z najdroższych pojazdów ojca.
Abe zajął oczywiście miejsce za kierownicą. Zmierzyłam Dymitra wzrokiem, a on obejrzał mnie. Odchrząknęłam.
- Dobra. Gramy w kamień, papier, nożyce. Do pierwszej wygranej. Przegrany siada z tyłu - zakomunikowałam. Rosjanin tylko pokiwał głową z uśmiechem.
Po chwili gramoliłam się z przekleństwami na ustach na tylne siedzenie. Dymitr tylko śmiał się cicho pod nosem. Za to Abe nie próbował udawać, że go to nie śmieszy.
- Ale z powrotem się zamieniamy - zarządziłam, krzyżując ramiona na piersi.
- Jak panienka sobie życzy - odpowiedział Dymitr.
Gdyby nie siedział z przodu, dostałby ode mnie potężnego kuksańca za tą "panienkę".
Abe ruszył z piskiem opon. Nigdy nie zawracał sobie głowy ograniczeniami prędkości. Zastanawiałam się, czy Dymitr to wytrzyma. Niestety wytrzymał.
Parking należący do galerii wypełniony był po brzegi. Oczywiście, były to problem, ale Abe miał tutaj swoje prywatne, wykupione miejsce. Cóż, bycie bogatym zdecydowanie ułatwiało życie.
Weszliśmy do galerii, która pełna była ludzi. Wszyscy biegali do kolejnych sklepików z setką toreb z rękach. Jedni śmiali się głośno, inni wściekali. Uroki świąt.
- To co musimy kupić? - spytał Abe, rozglądając się dookoła.
- Lampki na choinkę i dom, wszystkie potrzebne składniki na potrawy... I parę rzeczy, które stwierdzimy, że "na pewno się przydadzą". - Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Ojciec pokiwał głową.
- I nie zapominajmy o samej choince - dodałam.
- Proponuję zacząć od lampek - odpowiedział Abe, po czym przyśpieszył, ruszając w stronę odpowiedniego sklepu. Coś mi się przypomniało. Uśmiechnęłam się diabelsko.
- Tylko się nie zmęcz, staruszku! - krzyknęłam za nim.
Abe odwrócił się i uniósł brew.
- Uważaj, bo...
- Ale przecież sam powiedziałeś, że jesteś staruszkiem - przerwałam mu, spoglądając na niego niewinnie.
Ojciec otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął i pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- W sumie racja - mruknął.
Zaśmiałam się głośno, ale zrównałam się z nim. Dymitr szedł cicho za nami, ciągle się uśmiechając.
I wtedy zobaczyłam te piękne puchate rękawiczki na wystawie w komplecie z cudownym płaszczem.
Stanęłam jak wryta, zatrzymując jednocześnie ojca. Uwiesiłam się na jego ramieniu i spojrzałam na niego, mrugając słodko.
- Tatooo - przechyliłam głowę w stronę wystawy. - Kupisz mi ten piękny zestaw, który nawiedza mnie co dzień we śnie i woła, że mam go wydostać z tego sklepu, który go tak źle traktuje?
Abe podszedł do wystawy. Nie spuszczałam z niego wzroku, mówiącego "jestem najcudowniejszą córką na świecie przecież". W końcu wzruszył ramionami.
- Skoro ci się podoba.
Zapiszczałam krótko i wbiegłam do sklepu. Porwałam szybko płaszcz i rękawiczki, bojąc się, że ktoś może mi go zgarnąć sprzed nosa. Tymczasem Abe podszedł już do kasy. Zapłacił za zakupy, po czym wróciliśmy na ścieżkę wiodącą nas prosto do lampek.
Tam zaczęliśmy się kłócić. No ale to nie moja wina, że mi się bardziej podobały kolorowe światełka, a tacie białe. Kłóciliśmy się tak bardzo, że w końcu zadzwoniliśmy do Janine, aby rozstrzygnęła nasz spór. Wygrałam.
Ojciec szedł naburmuszony do spożywczaka.
- Oj, no przecież to tylko lampki - poklepałam go po ramieniu.
- Lepiej nic nie mów, bo zwrócę ten twój płaszcz - odpowiedział.
- Ha! Najpierw musiałbyś mi go odebrać! - przytuliłam płaszcz do piersi i ukryłam w nim twarz. Nie istniała taka siła, która wyrwałaby mi moją zdobycz.
W sklepie spożywczym w końcu odezwał się Dymitr. No, bardziej rzucał pojedyncze słowa, kiedy pytałam go, co potrzebuje. Nie wiedziałam, czy to przez obecność ojca, czy może coś jeszcze innego.
Kupiliśmy wszystko do jedzenia i poszliśmy po choinkę. O dziwo nie kupiliśmy niczego poza planowanymi rzeczami. No, nie licząc mojego płaszcza i rękawiczek. Wróciliśmy do samochodu obładowani siatkami.

***

Kończyliśmy jeść obiad, kiedy Abe odchrząknął i wyprostował się. Dymitr wszedł, aby zabrać naczynia.
- Rose... - zaczął ojciec. - Jest taka sytuacja, że Steve nie może zostać tutaj na święta, bo jego babka... cóż, jest z nią źle i chce spędzić z nią prawdopodobnie jej ostatnie chwile.
Zmarszczyłam brwi.
- Oj... To smutne - powiedziałam.
- Tak... To znaczy też, że nie ma kto z tobą zostać. A nie chcę zostawiać cię samej.
Fakt. Ja też nie chciałam zbytnio zostawać sama. Nie po tym, co odwalił Jesse. Ale z drugiej strony spędzić święta u kuzynów... Musiałam zdecydować co wybrać. Czego obawiam się bardziej?
- Dobrze, pojadę z wami - odparłam zrezygnowana.
- Nie robię tego specjalnie - powiedział szybko Abe. - Naprawdę. Ale po prostu się o ciebie martwię. Gdybyś miała tu zostać sama, nie spędziłbym tych świąt spokojnie.
Pokiwałam głową. Oczywiście, że rozumiałam. Ja sama nie byłabym tu spokojna.
- Ja mogę zostać z Rose - wtrącił cicho Dymitr.
Podniosłam na niego wzrok. Patrzył na mnie kątem oka.
- Jesteś pewny? - spytał ojciec.
- Tak, panie Mazur.
- Nie możesz - zauważyłam. - Przecież masz własną rodzinę, a to są święta...
- Nie muszę spędzać świąt z rodziną. Tak się składa, że jestem już dorosły - uśmiechnął się delikatnie.
Abe machnął ręką.
- Oczywiście zapłacę ci za te dni więcej - powiedział.
Dymitr skinął głową.
- A więc postanowione. Rose, możesz jednak zostać w domu.
Poczekałam, aż Dymitr zabrał talerze i zniknął w kuchni. Rodzice poszli do swoich spraw. Wtedy wstałam od stołu i poszłam do Rosjanina.
- Nie musiałeś tego robić - zaczęłam. - Przecież to święta! Siostry i mama na pewno będą smutne, że nie będzie cię na święta w domu.
- To nic takiego, spokojnie. Wiem, jak bardzo ci zależy na zostaniu w domu- obdarzył mnie uśmiechem.- A po za tym, spędzę z nimi wigilię tutaj, nie? Szkoda wszysko odwoływać, jak już goście zaproszeni, prezenty kupione...
- A co ze świętami? - jęknęłam.
- Je mogę spędzić z tobą - powiedział z mocą. Potem dodał trochę ciszej: - I zawsze to jest jakiś dodatek, dzięki któremu szybciej otworzę restaurację.
Nadal było mi przykro, że nie spędzi świąt z rodziną, ale byłam jednocześnie bardzo wdzięczna. Nie umiałabym tego wyrazić słowami, więc po prostu do niego podeszłam i go przytuliłam.
___________________________________

Hej, hej, dzisiaj notkę pisze Marta Solenizantka 😂 Tak, tak jakoś wyszło, że mam dzisiaj urodzinki i postanowiłam, że z tej okazji to ja Wam zrobię prezent i oto jest kolejny rozdział!

Kochamy Was! 💖

9 komentarzy:

  1. Jakie równanie?! Jezu Chryste. To brzmi jak fizyka. Jakiś sens ma, ale dla mnie totalnie nie pojęty. 😶

    🎶 Wspólne święta 🎶 - 😍
    Zapropował, że z nią zostanie 😍
    Ma początku chciałam, żeby dołączyła do nich rodzina Dymitra, ale z drugiej strony... To może być ciekawe kiedy będą sami...

    Chce już to przeczytać! 😍


    Masy weny! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. I spóźnione wszystkie najlepszego! 🎉🎊🎁😁

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze wszystkiego najlepszego trochę spóźnione ale trudno XD

    Po drugie zaznaczę że piszę ten kom po raz drugi. Yyych masakra.

    Wspólne święta wydają się cudowne i mam nadzieję że będą przełomowe ale z wami nigdy nic nie wiadomo :/

    Ja zgłaszam sprzeciw też tak chcę jak Rose. Tylko poprosi o coś tate i już to dostaje nawet dobrze uczyć się nie musi. To nie fair no trudno.

    Abe czy ty się niegdy nie nauczysz że z kobietami się nie da wygrać. Niby taki struszek i tyle przeżył a nadal tego nie wie. Zapomniałam przecież oni muszą cały czas XD

    Czekam na następne rozdziały i życzę weny oraz miłych wakacji.

    Pozdrawiam
    G&G

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny? ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny. Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń