środa, 6 września 2017

Rozdział 4

Oburzona stanęłam w progu, widząc Rosjanina przy kuchence.
- Towarzyszu, mogłeś na mnie zaczekać. Chciałam oglądać jak gotujesz.
- Towarzyszu?- uniósł jedną brew do góry, patrząc na mnie.
- Tak.- widząc z jaką odrazą mówi to słowo, wpadłam na genialny pomysł.- I za karę, od dziś będę tak na ciebie mówiła.
Westchnął tylko i pokręcił głową, odkładają naleśnik na talerz...
Chwila! Naleśnik?!
- O Boże, kocham naleśniki.- usiadłam na stołku barowym, robiąc słodkie oczka do Dymitra.
- Rozumiem, że też chcesz.- zaśmiał się.
Pokiwałam radośnie głową, a on znowu się zaśmiał i wrócił do smażenia.
- Staruszek nie uprzedził cię, że dużo ćwiczę i dużo jem?
- Nie, ale zapamiętam.
Oglądanie jego poczynań w kuchni było czymś niezwykłym. Jego mięśnie napinały się i poruszały, za każdym razem, gdy operował patelnią. Robił to z takim skupieniem i zaangażowaniem, jakby nic innego nie istniało. Widać, że gotowanie sprawia mu wielką przyjemność.
- Tooo... mówisz że mieszkasz z pięcioma kobietami?- zagadnęłam, aby przerwać ciszę.- Musisz mieć przejebane, kiedy mają okres.- zaśmiałam się.
- Oj tak.- po raz któryś z kolei roześmiał się.- Ale przynajmniej wiem, której i kiedy przynosić kwiaty i czekoladę.
- O jacie! Ja nigdy nic nie dostałam od nikogo podczas miesiączki. Jedynie przyjaciele omijają mnie szerokim łukiem.- skwasiłam się.
Nagle przed moim nosem znalazł się talerz ze startą naleśników. Wstałam i wzięłam naczynie.
- Chodźmy do jadalni, tam będzie wygodniej.- zarządziłam i nie czekając na odpowiedź, wyszłam z kuchni.
Zajęłam swoje miejsce przy stole, a Dymitr niepewnie obok mnie. Wcześniej na stole położył syrop klonowy.
- Nie bój się, nie gryzę- zażartowałam, żeby się rozluźnił.
- Połykasz w całości?
- No wiesz, nie bez powodu mówią na mojego ojca Żmij.
Wzięliśmy się oboje za jedzenie. To było wspaniałe.
- Pycha!- powiedziałam z pełnymi ustami, po czym przełknęłam posiłek.- Chyba zostałeś stworzony do gotowania.
- Dziękuję. Cieszę się, że smakuje.
- To mało powiedziane.
- Powiedz mi- zagadnął po długim milczeniu. - Czemu u ciebie nie można sprzątać? Jakaś tajemnica? Trup pod łóżkiem?
Zachichotałam
- No wiesz, jesteś już trzeci na tym stanowisku odkąd pamiętam.  Wiesz już co stało się z twoją poprzedniczką, ale o pierwszej pomocy domowej, no cóż. Słuch zaginął.- oznajmiłam z szalonym uśmiechem.
Spojrzał na mnie przerażony i odsunął krzesło o milimetr. Wybuchłam śmiechem.
- Żebyś tylko widział swoją minę. O matko.- wytarłam niewidzialną łzę z kącika oka.
- Jesteś przerażająca.- stwierdził.
- Przyzwyczaj się Bielikow.- do pomieszczenia wszedł mój ojciec, klepiąc mężczyznę po ramieniu, a ja powtórzyłam w głowie jego nazwisko dziesięć razy, żeby je zapamiętać. - Ona jest nieprzewidywalna.
Dymitr trochę się spiął. Pokiwał tylko głową, wstał, zebrał talerze i poszedł do kuchni. W towarzystwie mojego ojca zamykał się w sobie.
Spojrzałam na Abe'a spode łba.
-Ja? Przerażająca? Nieprzewidywalna?
Ojciec uśmiechnął się szeroko.
-I wulgarna. Dokładnie.
Przewróciłam oczami i westchnęłam.
-Oj, nie jestem aż taka okropna.
-Nie mówię, że jesteś okropna - wzruszył ramionami.
Wstałam od stołu. Już chciałam wychodzić z pomieszczenia, kiedy coś mi się przypomniało.
-O! Potrzebuję pieniędzy na nowe poduszki - oznajmiłam.
-Po co ci kolejne poduszki? - Abe zmrużył oczy.
-Bo nie mam już ani jednej. Przynajmniej takiej, która byłaby cała.
Wyszłam z pomieszczenia. Kiedy weszłam do swojego pokoju, od razu usiadłam przy biurku i odpaliłam laptopa. Włączyłam przeglądarkę. Puściłam moją ulubioną play listę i położyłam się na łóżku. Wzięłam telefon do ręki, nucąc pod nosem piosenkę. Przeglądałam facebooka dobrą godzinę, kiedy ktoś otworzył drzwi. Do środka wszedł Abe, niosąc wielką siatę.
-Czy to musi tak wyć?! -  przekrzyczał muzykę, wskazując na laptopa.
Pokiwałam tylko głową i spojrzałam na siatki.
-Co to?!
-Twoje poduszki! - rzucił mi siatkę i wyszedł. Kiedy zamykał za sobą drzwi, zauważyłam, że korytarzem przeszedł Dymitr.
Wyjęłam poduszki z siatki i ułożyłam na łóżku. Były miękkie i pachnące, w fioletowo-kremowe paski. Wróciłam do przeglądania portalu.
Po jakimś czasie wyłączyłam muzykę, bo piosenki zaczęły się powtarzać. Znudzona usiadłam na krześle. Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Odwróciłam się zaskoczona. Wstałam i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę. Przed pokojem stał Dymitr.
-Tak? - spytałam.
-Kolacja jest gotowa - oznajmił z lekkim uśmiechem.
-Ou, już idę - wyszłam z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
Szłam koło Dymitra aż do jadalni. Usiadłam przy stole, na którym stały warzywa w sosie sezamowym z kaszą jaglaną.
-Sam robiłeś? - spytałam, ale nie dałam mu czasu na odpowiedź. - W sumie głupie pytanie. Jasne, że sam robiłeś.
-Owszem - potwierdził mężczyzna. W jego głosie słyszałam lekkie rozbawienie.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Dymitr wszedł do kuchni, za to do jadalni weszła moja mama.
-Cześć, mamo - przywitałam się, przełykając kaszę.
-Cześć. Wiesz może gdzie jest ojciec? - spytała.
W tym momencie wrócił Dymitr z ciepłą herbatą.
-Dzień dobry - przywitał się i postawił przede mną kubek.
-Dzień dobry - odpowiedziała.
Westchnęłam.
-Albo w swoim biurze, albo w salonie - odparłam. - A co? Może zjesz najpierw kolację?
Matka pokręciła głową.
-Nie dam rady. Najpierw muszę powiedzieć twojemu ojcu, że troszkę zarysowałam samochód.
Prawie parsknęłam śmiechem.
-Gdzie?
-Na mieście. Stawiają jakoś dziwnie te betonowe donice... - pokręciła głową, wychodząc z jadalni.
Skończyłam jeść kolację i wypiłam herbatę. To wszystko było tak pyszne, że aż niemożliwe, by zrobił to człowiek. Dymitr znowu był w kuchni. Zebrałam wszystkie naczynia. Weszłam do pomieszczenia obok. Mężczyzna stał przy oknie, wpatrując się w nasz ogród i pijąc kawę. Przynajmniej tak myślę, że to kawa. 
Dymitr nie zauważył jak weszłam, pogrążony w myślach. Dopiero kiedy wkładałam naczynia do zmywarki, odwrócił się.
-Mogłaś mi powiedzieć, że już zjadłaś. Posprzątałbym - powiedział szybko.
-Spokojnie, jeszcze umiem po sobie sprzątać - zaśmiałam się.
Po chwili ciszy Dymitr znowu się odezwał.
-Powiesz mi, dlaczego nie można u ciebie sprzątać, czy nie?
Uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami.
-Nie lubię, kiedy ktoś grzebie w moich rzeczach. No i wolę sama u siebie sprzątać, żeby wiedzieć gdzie co jest, a nie, że nie mogę niczego znaleźć.
Dymitr pokiwał głową. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Dlaczego ja tu stoję? Mogłabym iść już do pokoju, umyć się i iść spać. Uświadomiłam sobie, że czekam, aż mężczyzna się odezwie. Polubiłam dźwięk jego spokojnego, łagodnego, miękkiego głosu.
Stwierdziłam, że to ja muszę się pierwsza odezwać.
-Daleko mieszkasz? - spytałam.
Dymitr podniósł na mnie wzrok, a ja zachwycałam się jego czekoladowymi tęczówkami.
-Kawałek - odpowiedział krótko. - W Laurel.
-No to nie taki kawałek - skrzyżowałam ramiona na piersi, opierając się o blat.
Kąciki ust Dymitra uniosły się w przeuroczym uśmiechu.
-Może masz rację - przyznał.
Tak bardzo chciałam, żeby mówił dalej, mówił cokolwiek, żebyśmy znaleźli jakiś temat, ale nie miałam żadnego pomysłu. Spojrzałam na zegar.
-Jak późno! - podniosłam głos zdziwiona. - Na pewno jesteś już zmęczony i chcesz wrócić do rodziny, a ja cię tu trzymam.
Dymitr również spojrzał na zegar.
-Muszę jeszcze trochę tu posprzątać i wtedy pójdę - powiedział, odkładając kubek.
Zmarszczyłam brwi.
-Niee. Idź do domu, na pewno chcesz odpocząć. Ja tu ogarnę - powiedziałam stanowczo.
-Ale to mo...
-Nie chcę słyszeć sprzeciwu - przerwałam mu.
Przez chwilę prowadziliśmy walkę na wzrok. W końcu Rosjanin dał za wygraną.
-Niech panience będzie - powiedział.
-Hej! - zaśmiałam się. - Nie mów na mnie "panienka", Towarzyszu.
Dymitr uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się.
-To ty nie nazywaj mnie towarzyszem - zaśmiał się cicho.
Odprowadziłam go do drzwi.
-To do poniedziałku - uśmiechnęłam się.
-Poniedziałku? Jutro też przychodzę - powiedział, zapinając kurtkę.
-Ale jutro jest niedziela - powiedziałam powoli.
Rosjanin wzruszył ramionami.
-Do jutra - powiedział, wychodząc.
Zamknęłam drzwi. Weszłam do kuchni, gdzie stał ojciec. Chodził nerwowo w tę i wewte, kręcąc głową i mrucząc coś pod nosem.
Wyjęłam naczynia z zmywarki.
-Coś się dzieje? - spytałam.
-Porysowała lekko samochód. Wchodzę do garażu i co widzę? Wielką, białą krechę, przechodzącą przez cały bok! - wyrzucił ręce w górę.
Zaśmiałam się. Poukładałam naczynia i wyszłam z kuchni, kierując się do sypialni. Przebrałam się w piżamę i rzuciłam się na łóżko. Od razu zasnęłam.

6 komentarzy:

  1. Cudny rozdział! Abe najlepszy! xDDD Mam namiary do dwóch Waszych domów. CHCĘ KOLEJNY ROZDZIAŁŁŁ!!! Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dymitr + kurtka? GDZIE PROCHOWIEC!?? Mój ukochany prochowiec? Mam już kurteczkę Rose, ale teraz poluję na prochowca Dymitra. Wymyślcie coś z tym, plissss! xD Jak żebrze!

      Usuń
    2. Spokojnie, prochowiec będzie miał swoje zaszczytne 5 minut. Wszystko w swoim czasie

      Usuń
  2. Tak! Wreszcie się coś zaczyna między nami dziać! 😍

    Cudnie! ❤️

    Weny na szybszy kolejny rozdział! 😁💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tam, masz dużo kasy że możesz naprawić. Super rozdział i życzę weny i czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, to jest cudowne 😂 Dymitr kurą domową XD Jestem ciekawa jak zareagowałby Dymitr z książki na swoją wersję pomocy domowej 😂😂
    Uwielbiam Abe. Żmej od zawsze był udany. On jest po prostu genialny w tej nowej wersji. A Dymitr nie przypomina siebie haha W Akademii nawet nie pomyślałby, żeby się uśmiechnąć do Rose, a teraz to jego kąciki ust nie schodzą z twarzy XD Nie mogę się doczekać, aż będzie mówić do niej Roza, to jest urocze 💕
    Czekam na kolejny rozdział. W wolnej chwili zapraszam do mnie na bloga http://czytanie-jest-lekarstwem-dla-umyslu.blogspot.com
    Tam są one shoty na prawie każdy temat. Można zamówić sobie one shot z np. Rose i Dymitra. (Jestem w trakcie pisania one shota o nich)
    A jeśli lubisz Harry'ego Stylesa to zapraszam na mój drugi blog www.kochanie-brakuje-mi-ciebie.blogspot.com
    Pozdrawiam

    Mrs. Devil ❤

    OdpowiedzUsuń