środa, 7 sierpnia 2019

Rozdział 33

- Panie Mazur, to nieprawda!
Abe zatrzymał Dymitra w korytarzu i nie wpuścił już dalej. Cały czas miał wściekłą minę. Stałam parę metrów za plecami ojca. W moich oczach ciągle lśniły łzy. Jeszcze nigdy na nikim się aż tak bardzo nie zawiodłam. I pomyśleć, że już planowałam wspólną przyszłość z tym człowiekiem.
- W domu wtedy nie było nikogo innego. I nie powie mi pan, że było inaczej - warknął ojciec. Podziwiałam go za to, że jeszcze nie krzyczał.
- Rzeczywiście, nie było wtedy nikogo innego w domu, ale przysięgam, to nie ja! - Dymitr próbował się bronić, jednak na ojcu nie robiło to wrażenia.
- To kto w takim razie? Może Steve? Jeden z moich najbardziej lojalnych ludzi!
Mimo że Dymitr był dwa razy większy od Abe'a, wydawało się, że ojciec patrzy na niego z góry. Rosjanin kulił się pod morderczym spojrzeniem swojego szefa.
- Wydawał mi się pan uczciwym człowiekiem. Musimy jednak zerwać naszą umowę.
Dymitr przez chwilę tylko wpatrywał się w Abe'a zdezorientowany.
- Chyba nie mówi pan, że jestem...
- Zwolniony. Tak, dokładnie to teraz mówię. Zwalniam pana.
Dymitr ruszał ustami, jednak nie wydawał żadnego dźwięku. W końcu spojrzał na mnie.
- Chyba nie wierzysz, że ja...
- Proszę opuścić mój dom! - krzyknął Abe, nie spuszczając wzroku z Rosjanina.
Jednak ten tylko wpatrywał się we mnie.
- Rose, chyba w to nie wierzysz? Ja naprawdę tego nie zrobiłem! Uwierz mi, jestem niewin… - Abe złapał Dymitra i dosłownie wyrzucił go za drzwi.
Próbowałam powstrzymać łzy, jednak z marnym skutkiem. Abe zamknął drzwi, a wtedy jego twarz złagodniała.
- Nie martw się, córcia. Znajdę ci innego korepetytora. Równie dobrego - powiedział, obejmując mnie ramieniem.
- Lubiłam go - załkałam, ocierając policzki.
- Wiem, wiem, ale nie możemy pozwolić, żeby pracował u nas złodziej. Co gdyby ukradł coś z twojego pokoju? Albo mojego gabinetu? Nie, on nie mógł tu dłużej pracować.

POV. DYMITR

- Posądzili cię o kradzież?! - wykrzyknęła z furią Wiktoria.
Po tym, jak zostałem wyrzucony, stałem pod płotem jeszcze jakiś czas. Widziałem Rose, chodzącą po swoim pokoju. Krzyczałem, jednak albo mnie nie słyszała, albo udawała, że mnie nie słyszy. Potem wyszła z domu i od razu wsiadła do samochodu, który prowadził pan Mazur. Kiedy wyjeżdżali z posesji, próbowałem ją przekonać, żeby mnie wysłuchała, jednak na próżno. Pan Mazur również zdawał się nie zwracać na mnie uwagi. W końcu, niechętnie, dałem za wygraną.
- Nikogo innego tam nie było. Tylko ja i ich ochroniarz - powiedziałem, siadając ciężko na podniszczonej kanapie.
Wiktoria natychmiast usiadła obok mnie. Nawet Jewa zostawiła swoje zajęcia, żeby posłuchać jak do tego doszło.
- Dlaczego nie podejrzewają ochroniarza? - spytała Olena, podając mi kubek ciepłej kawy.
- Pracuje u nich od lat. Mają do niego pełne zaufanie - wytłumaczyłem. - Przepraszam - dodałem po chwili, a w moich oczach pojawiły się łzy. - Teraz znowu będę musiał szukać pracy, nie wiem kiedy coś znajdę, do tego czasu... Pieniędzy wystarczy na jakiś czas...
- Och, nie masz za co przepraszać - Olena machnęła ręką. - Może kiedyś znajdzie się prawdziwy złodziej, a wtedy ten cały Mazur będzie przepraszał ciebie. I to na kolanach.
- Wątpię - westchnąłem. - Alarm działał w tamtym momencie, a kamery były zepsute. Nie ma nic, co mogłoby mi pomóc.
- A czemu nie porozmawiają jeszcze najpierw z tym całym ochroniarzem?
- Od dzisiaj ma urlop.
- I nikt ci tam nie wierzy? - spytała Jewa. - Nawet ta młoda dziewczyna, którą tyle czasu się opiekowałeś?
Do oczu znowu napłynęły mi łzy. Rose… Bolało mnie to, że nawet ona mi nie wierzyła. Zakochałem się w niej na zabój, jak teraz mam normalnie funkcjonować? Z dala od niej... Nie, nie mogę się poddać. Muszę udowodnić, że to nie ja. Inaczej umrę z tęsknoty.

POV. ROSE

Dni mijały, a ja nie mogłam się na niczym skupić. Parę razy widziałam, jak Dymitr kręci się wokół domu. Czasami słyszałam jego krzyk. Nachodziły mnie wtedy wątpliwości, czy aby na pewno dobrze zrobiliśmy. Może on naprawdę był niewinny?
Janine za to ciągle powtarzała, że może Dymitr tylko obserwuje dom, żeby znowu coś ukraść. Kamery na nowo zaczęły działać, przez co była spokojniejsza. Mówiła, że teraz będziemy mieli niezbite dowody.
Abe zatrudnił studentkę. Zajmowała się dokładnie tym, czym zajmował się Dymitr. Włącznie z korepetycjami. Nie lubiłam jej. Nazywała się Amelia i w ogóle nie budziła mojej sympatii. A nienawidziłam jej od czasu, kiedy zauważyłam, że przystawia się do mojego ojca. Oczywiście, możliwe że pociągała ją jego uroda, mimo wieku mój ojciec był naprawdę przystojny, ale byłam pewna, że chodzi jej o pieniądze. Uprzykrzałam jej życie jak tylko mogłam. Ona oczywiście chodziła do Abe'a na skargi, ale on za każdym razem odpowiadał jej to samo: "Moja córka ma po prostu taki charakter". Cieszył mnie fakt, że ojciec nie zwraca na nią większej uwagi. Naoglądałam się za dużo seriali i teraz tylko tworzyłam coraz to nowsze scenariusze z nią w roli głównej. Na szczęście Janine też jej nie lubiła i namawiała ojca niemal codziennie, żeby znalazł inną pomoc domową.
Jednak cały czas coś nie dawało mi spokoju. Miałam wrażenie, że to nie Dymitr ukradł pieniądze. Oczywiście nie podejrzewałam również Steve'a. Znałam go od dzieciństwa i uwielbiałam go, więc nawet nie przyszło mi to do głowy. Postanowiłam, że muszę się dowiedzieć, czy rzeczywiście nikogo nie było wtedy w domu.
W sobotę, kiedy rodzice byli w pracy, a ja miałam cały dzień dla siebie, poszłam szukać Steve'a. Wczoraj wieczorem wrócił z urlopu i od rana był już w pracy. Znalezienie go nie było jakoś bardzo trudne, gdyż znajdował się go w garażu. Akurat szukał czegoś w samochodzie, mamrocząc pod nosem.
- Zgubiłeś coś? - spytałam, wchodząc do środka.
- Nie, nie, panienko. Upuściłem portfel i nie widzę, gdzie wpadł.
- Pozwól, że ja sprawdzę. - Zajrzałam do samochodu, a po chwili znalazłam portfel pod fotelem. Podałam do mężczyźnie.
- Dziękuję bardzo.
Steve zamknął samochód, a następnie garaż. Już chciał iść dalej, ale wzięłam się w garść i postanowiłam zadać kilka pytań.
- Steve, chciałabym cię o coś spytać.
Mężczyzna uśmiechnął się uprzejmie.
- Proszę pytać, o co panienka chce.
Przełknęłam ślinę.
- Tego dnia, kiedy pojechałeś na urlop, zorientowaliśmy się, że ktoś nas okradł. W domu byłeś tylko ty i Dymitr. Czy może jednak ktoś jeszcze? Widziałeś może kogoś?
Steve wyglądał na zszokowanego.
- Kradzież? Niemożliwe... Znaczy się nikt obcy się tu nie kręcił. Na chwilę przyszedł ten... Panienki kolega... Jak mu było... A tak, młody Zeklos. Wpadł na chwilę, ale szybko sobie poszedł. Pewnie chciał coś od panienki.
Poczułam, jak serce mi zamiera. Jesse tu był...
- On wszedł do domu?
- Tak. Ale mówię, od razu wyszedł.
- A Dymitr? Był wtedy też w domu?
Steve zastanowił się chwilę.
- Nie... Nie, pan Bielikow wyszedł akurat do pobliskiego spożywczaka.
Jęknęłam. Nie miałam wątpliwości co do tego, kto nas okradł. I nie był to Dymitr. Niesłusznie oskarżyliśmy go o kradzież. Dymitr jest niewinny!
Nie mogłam czekać na rodziców. Musiałam natychmiast przycisnąć Jessego, żeby się przyznał. Musiałam sprawić, żeby Dymitr wrócił na miejsce Amelii. I to szybko.
- Dziękuję ci, Steve - machnęłam ręką i pobiegłam do domu.
Złapałam szybko komórkę i znalazłam numer do Jessego. Zapłaci mi za to, że tak skrzywdził Dymitra. Ja też go skrzywdziłam, ale nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie Jesse.
Zeklos odebrał po paru sygnałach.
- Co tam, słoneczko? - spytał rozbawionym tonem. - Tęsknisz za mną.
- Nie mów na mnie słoneczko - warknęłam. - Musimy się spotkać. Natychmiast.
- Ale ty niecierpliwa... No dobrze. Spotkajmy się w parku za kwadrans.
- Nie, masz przyjść do mnie.
- To ty chcesz się spotkać, prawda? A więc ja ustalam miejsce i czas.
- Niech ci będzie - warknęłam, po czym się rozłączyłam. Szybko się przebrałam i wyszłam z domu, kierując się od razu w stronę parku.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Rozdział 32

Święta były przepiękne, ale minęły za szybko. Moi rodzice wrócili do domu, a ja musiałam niestety wrócić do szkoły. Z Dymitrem postanowiliśmy, że na razie nikomu nic nie powiemy. Trudno było się trzymać od niego z daleka, tym bardziej kiedy puszczał mi ukradkiem oczko. 
Rosjanin dalej udzielał mi korepetycji, przez co moje oceny w szkole były jeszcze lepsze. Abe był bardzo zadowolony, przez co podniósł mu stawkę. 
Pewnego dnia obudziłam się szybciej, niż chciałam. Próbowałam zasnąć jeszcze na te pół godziny przed budzikiem, jednak nic z tego. W końcu się poddałam i wstałam z łóżka. Przebrałam się, uczesałam i zeszłam na śniadanie. 
Od razu moją uwagę zwróciła nadzwyczajna cisza. Weszłam do jadalni, ale nikogo tam nie zastałam. Następnie zajrzałam do kuchni, w której krzątał się Dymitr.
- Wstałaś dzisiaj szybciej - zauważył, uśmiechając się delikatnie.
- Tak jakoś wyszło. Gdzie Abe i Janine? - spytałam, podchodząc i przytulając się do niego. 
- Twój ojciec rzucił tylko coś, że muszą wyjść szybciej. Nie zjedli nawet śniadania. 
- A mówił kiedy wrócą?
- Późnym wieczorem - odpowiedział, podsuwając mi kanapkę z sałatą i szynką. 
Zjadłam szybko kanapkę, po czym zorientowałam się, że właśnie zaczął padać deszcz. Już chciałam iść po Steve'a, kiedy ten pojawił się nagle w korytarzu.
- Właśnie zaczęło padać. Podwiozę panią pod szkołę - oznajmił szofer.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. Całe szczęście. Nie wyobrażałam sobie, żebym miała iść w tym deszczu.

***

Po południu deszcz przestał padać, a słońce wyjrzało zza chmur. Wysłałam do Steve'a sms'a, żeby po mnie nie przyjeżdżał, bo z chęcią się przejdę. Wracaliśmy dzisiaj całą paczką, ponieważ Christian postanowił spędzić dzień u Lissy, a Mason i Eddie chcieli nas odprowadzić. Kiedy weszłam do domu, brzuch i policzki bolały mnie od ciągłego śmiania się. Steve kręcił się przy bramie, a Dymitr jak zwykle znajdował się w kuchni.
- Co z moim pysznym obiadem? - spytałam, wchodząc do pomieszczenia.
- Za chwilę będzie gotowy - odpowiedział Rosjanin, zaglądając do piekarnika. - Jak w szkole?
- Świetnie! Dostałam piątkę z kartkówki z fizyki.
- Zdolna dziewczyna.
- Dobry korepetytor.
Zaśmialiśmy się, co znowu sprawiło, że rozbolał mnie brzuch. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle się śmiałam.
Zjedliśmy razem obiad, a potem namówiłam Dymitra na film. Oczywiście wybrałam romans, przez co mężczyzna niezbyt był zadowolony, ale wiedziałam, że i tak się nie sprzeciwi.
Oczywiście na jednym filmie się nie skończyło. Oglądaliśmy do wieczora, potem Dymitr zrobił nam kolację, a następnie poprosiłam go o pomoc przy zadaniu domowym z matematyki.
- Kiedy to nie ma sensu! - wykrzyknęłam.
- To nie ma mieć sensu. To ma działać.
Przewróciłam oczami.
- Uważam, że gdyby matematyka była logiczna, sensowna, to nikt nie miałby z nią problemów!
Dymitr zaśmiał się, jednocześnie każąc mi zrobić kolejny podpunkt. Usłyszeliśmy, jak ktoś otwiera drzwi. Chwilę później w jadalni pojawił się Abe.
- Rose, o tej godzinie męczysz pana Bielikowa matematyką? - staruszek uniósł jedną brew.
- Sam się zgodził - odparowałam.
- Z tobą nie ma wyjścia - zaśmiał się i zniknął gdzieś w korytarzu.
Westchnęłam, wracając do zadań. Cieszyłam się, że ponad połowę już zrobiłam. Czułam, jak oczy same mi się zamykają.
- No nie mogę, zaraz zasnę - ziewnęłam.
Dymitr zaśmiał się cicho.
- Te dwa przykłady są już łatwe. Dasz radę.
- A może zrobiłbyś je za mnie? - spytałam, mrugając kilkakrotnie.
- O nie, nie. Musisz zrobić sama, żebyś w szkole dała sobie z nimi radę.
Jęknęłam, ale posłusznie zabrałam się do liczenia. Kiedy skończyłam, słaniałam się na nogach. Może lepiej by było, gdybym najpierw odrobiła zadania domowe, a potem oglądała z Dymitrem filmy? Lepiej bym wypadła zasypiając na filmie niż przy podręczniku.
Pożegnałam się z Dymitrem, będąc na skraju świadomości i poczłapałam do swojego pokoju.

***

- Rose!
Było zdecydowanie za wcześnie. Otworzyłam jedno oko. Nawet nie wstało słońce! Chwyciłam komórkę, żeby sprawdzić godzinę. Zbliżała się północ. Zmarszczyłam brwi. O co mogło chodzić?
Weszłam do kuchni, z której dobiegał głos ojca. Rozmawiał o czymś z Janine. Byli bardzo poruszeni.
- Co się stało? - spytałam, przecierając oczy.
- Brałaś pieniądze ze szkatułki? - spytał gniewnie Abe, wskazując na zdobną szkatułkę, w której zawsze znajdowały się pieniądze na zakupy.
- Nie, po co? Mam swoje pieniądze.
Rodzice wymienili znaczące spojrzenia. Natychmiast się rozbudziłam.
- O co chodzi? - spytałam powoli, z bijącym mocno sercem.
- Zniknęło pięćset dolarów ze szkatułki. Nie ma żadnych paragonów, faktur, niczego - odpowiedział Abe.
Poczułam, jak oblewa mnie zimny pot.
- Jak to?
- Też chciałbym to wiedzieć - mruknął staruszek.
- Ktoś nas okradł - warknęła Janine.
- I musiał to być ktoś, kto wiedział, że znajdzie tu pieniądze - dodał Abe.
Rodzice spojrzeli na mnie.
- Przyprowadzałaś wczoraj kogoś do domu?
Pokręciłam głową.
- Nie. Nie, wróciłam sama ze szkoły.
- Czy przyszedł ktoś do nas?
- Nie. Byłam tylko ja, Steve i Dymitr. Nikogo więcej tu nie było.
- Nikt nie mógł się tu włamać, bo sprawdziłem alarmy. Wszystkie działają. - Abe zaczął się zastanawiać. Janine tego nie potrzebowała.
- Steve albo Bielikow. Jeden z nich nas okradł - syknęła.
- Steve pracuje u nas od lat, nie zrobiłby tego - Abe od razu zaczął go bronić.
Moje serce zabiło mocniej.
- Dymitr dostaje wysokie wynagrodzenie! - wykrzyknęłam. - Nie zrobiłby tego.
Janine spojrzała na Abe'a.
- Dobrze wiesz, że nie ufam temu ruskowi! Steve nigdy nas nie oszukał, a Bielikowa znamy zaledwie parę miesięcy. Jeśli nie Steve, to Bielikow. Dla mnie to jasne.
- A co z kamerami? - spytałam. Byłam pewna, że nie zrobił tego ani Dymitr, ani Steve.
- Trzy dni temu zepsuły nam się kamery. Jutro ma przyjechać ktoś, kto je naprawi.
- Abe, spójrz na to logicznie - odezwała się Janine. - Bielikow jest biedny, ma dużą rodzinę. Mimo że dostaje porządne wynagrodzenie, tak wielka rodzina może to uważać za mało. Steve jest sam jeden i zasłużył na nasze zaufanie. Bielikow jest jedynym podejrzanym!
Zacisnęłam zęby, a do oczu napłynęły mi łzy, kiedy zdałam sobie sprawę, że to ma sens. Janine mówiła logicznie, a do tego nie dało się tego podważyć. Nie było niczego, żadnego dowodu, że nie zrobił tego Dymitr. Poczułam, jak moje serce rozpada się na tysiące kawałeczków. Czy to możliwe, że Dymitr po prostu mnie wykorzystał? Może od początku chodziło mu o zdobycie zaufania kogoś z mojej rodziny, żeby potem nikt go nie posądzał?
Abe miał wściekłą minę. Wyraźnie doszedł do podobnego wniosku.
- Jak tylko zjawi się w pracy, to się z nim rozmówię - warknął.

__________________________________________________

To nie tak, że był rok przerwy... Wcale.