Za biurkiem w swoim gabinecie siedział na oko czterdziestopięcioletni mężczyzna. Miał lśniące, ciemnobrązowe włosy i kozią bródkę oraz oczy tego samego koloru. Jasna, charakterystyczna karnacja zdradzała jego tureckie pochodzenie. Był szczupły i wysoki. Uwagę przyciągał złoty łańcuch, zawieszony na jego szyi, oraz kolczyk w lewym uchu. Ubrany był w czarne dżinsy, białą koszulę, czarną marynarkę oraz czerwony krawat.
Przeglądał stertę dokumentów, czekając na pierwszą osobę, która chciała się u niego zatrudnić jako pomoc domowa. Umówiony był z trzema kandydatami.
Mężczyzna był jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w całej Montanie. Mieszkał ze swoją rodziną w centrum Billings w wspaniałej, dwupiętrowej willi z ogromnym ogrodem. Miał tu wszystko, czego dusza zapragnie.
Po kilku minutach do biura mężczyzny zapukała pierwsza osoba. Pan domu podniósł wzrok, jednocześnie odkładając na bok dokumenty. Złożył ręce na blacie i zaprosił osobę, czekającą przed drzwiami.
Do środka weszła młoda studentka. Miała czarne, krótkie włosy i zielone oczy. Ubrana była w zwykłą, czarną spódnicę, białą koszulę i czarne szpilki. Poprawiła okulary i podeszła do biurka.
- Dzień dobry - przywitała się cicho piskliwym głosem.
- Witam. - odpowiedział mężczyzna i wstał.
Wyciągnął dłoń, którą dziewczyna uścisnęła.
-Ibrahim Mazur - przedstawił się.
-Lucy Evans - Dziewczyna się uśmiechnęła. Pan Mazur pokazał gestem, aby dziewczyna usiadła naprzeciw niego.
Studentka zajęła wskazane miejsce i spojrzała nieśmiało na gospodarza. Na jej policzki wpłynął rumieniec.
- Więc chce pani pracować u mnie jako pomoc domowa, tak? - zaczął mężczyzna, siadając. Jego łagodny, stonowany głos przyprawił dziewczynę o kolejną falę rumieńców.
- Tak, proszę pana - odpowiedziała cichutko.
Ibrahim przyjrzał się dokładnie studentce. Wyglądała na porządną dziewczynę, ale była bardzo nieśmiała. A pan Mazur wolał śmiałe osoby.
- W jakich godzinach mogłaby pani pracować? - zapytał.
Lucy zaczęła bawić się palcami.
- W tygodniu dopiero od szesnastej, ale w weekendy mogę pracować cały dzień.
Ibrahim zadał jeszcze parę pytań, po czym oznajmił studentce, że wieczorem da jej znać, czy została przyjęta czy nie.
Kiedy dziewczyna wyszła, mężczyzna wrócił do swoich dokumentów. Dokładnie wszystko czytał i analizował. Miał teraz dwa stosy plików. Praca tak go pochłonęła, że nie poczuł upływu czasu. Otrząsnęło go dopiero pukanie do drzwi.
Zdziwiony zerknął na zegarek. Przed biurem zapewne stoi kolejna osoba poszukująca pracy. Odchrząknął i odsunął od siebie dokumenty.
- Proszę - zawołał.
Drzwi powoli się uchyliły i do środka wszedł mężczyzna. Był niezwykle wysoki i dobrze zbudowany. Długie, ciemne włosy związał w kitkę. Ubrany był w czarne dżinsy, błękitną koszulę i czarną marynarkę. Ibrahim nie wiedział, że mężczyzna wydał wszystkie swoje oszczędności na ten strój, żeby dobrze wypaść.
Uścisnęli sobie dłonie.
- Ibrahim Mazur - przedstawił się pan domu, patrząc prosto w czekoladowe oczy kandydata.
- Dymitr Bielikow - odpowiedział mężczyzna. W jego głosie słychać było lekki, rosyjski akcent.
Obydwaj usiedli na krzesłach. Ibrahim rozsiadł się wygodnie i przyjrzał Dymitrowi. Nie wyglądał mu na jakiegoś gangstera, czym zapunktował.
- Więc chce pan pracować u mnie jako pomoc domowa... - zaczął. - Jakie godziny by panu pasowały?
Dymitr odpowiedział bez chwili wahania.
-Mogę pracować cały dzień. Nawet wieczorami, jeżeli będzie pan chciał.
Ibrahim przez chwilę milczał. Dymitrowi naprawdę zależało na pracy. Mógł się dostosować do każdych warunków, byleby zarobić trochę pieniędzy.
Pan Mazur zadawał kolejne pytania, na które dostawał natychmiastowe odpowiedzi. Dymitr zaczął mu imponować. Ibrahim stwierdził, że znalazł już pracownika.
- Przyjmuję pana - powiedział po zakończonej rozmowie. Był pewien, że Bielikow to dobry wybór.
- Dziękuję panu bardzo - odpowiedział szczęśliwy Rosjanin.
- Może pan przyjść jutro na siódmą.
Mężczyźni wstali i pożegnali się. Kiedy Dymitr opuścił biuro, Ibrahim wyjął komórkę i zadzwonił do trzeciego kandydata. Odwołał spotkanie. Następnie zadzwonił do Lucy i powiedział, że jest mu przykro, ale znalazł już pracownika. Studentka odpowiedziała tylko ciche: "Uhm, tak, dziękuję".
Pan Mazur spędził jeszcze godzinę nad dokumentami, po czym posprzątał wszystkie papiery i wyszedł zadowolony z biura.